niedziela, 31 grudnia 2017

Ekspozycja

Zanim zaczęłam czytać powieści Remigiusza Mroza, naczytałam się ochów i achów na temat jego twórczości i nie mogłam potem zrozumieć tych zachwytów. Przypadkowa rozmowa, z kimś kogo za wiele rzeczy cenię, sprawiła że postanowiłam dać autorowi jeszcze jedną szansę ;) Ponoć zaczęłam lekturę nie od tych książek o które chodzi. I tak oto ponownie książka pana Mroza wylądowała w moich rękach. 
Przeczytałam "Ekspozycję" i ... pozostałam przy swojej opinii.

Fakt, lektura była naprawdę szybka. Szybka akcja, sporo trupów, dużo mordobicia, kilka krajów które przemierzają "wyjęci spod prawa" i "ścigani" gliniarz i przypadkowo wplątana w intrygę dziennikarka usiłujący wyjaśnić zagadkę kryminalną. Muszę szczerze przyznać, że przestałam tę książkę traktować poważnie mniej więcej w momencie spotkania bohaterów z KGB-stami na terenie Białorusi. Wszystko co zdarzyło się później - przesłuchania, przetrzymywanie, wiezienie o zaostrzonym rygorze do którego trafia główny bohater, fantastyczna ucieczka, rozprawa sądowa dziennikarki, tropy jakie rozważają w tym śledztwie (i osoby które im w tym pomagają swoimi badaniami naukowymi czy przemyśleniami), tylko utwierdzało mnie w tym podejściu. Główni bohaterowie mocno mnie irytowali. On - typowy macho seksista, typ "zabili go i uciekł", ona zadeklarowana lesbijka. On mimo to nieustannie zachwycał się jej perfumami Amour Kenzo i przy okazji raczył ją tak durnymi tekstami (taki niby podryw - niby próba zachęty do zmiany orientacji), że po prostu mnie osłabiało. Z niezrozumiałego powodu autor nieustannie powracał do tego motywu. 

Czy coś mi się podobało? Na pewno nawiązanie do wydarzeń z historii Polski. Mroza czyta sporo osób, dobrze że przy okazji część z nich odświeży sobie wiedzę na temat ważnych wydarzeń. Warto też dodać, że "Ekspozycja" jest jedynie pierwszą częścią kilkutomowego cyklu i jedna rzecz się moim zdaniem autorowi naprawdę świetnie udała: zakończenie tej powieści. Niby zagadka rozwiązana, a jednak jest zaskoczenie i widać wyraźnie, że dopiero kolejne tomy doprowadzą wyjaśnienie do końca. Niestety nie dowiem się do jakiego bo mam szczery zamiar nie marnować w 2018 roku czasu na kiepskie książki.

19/52 (2017)

Komisarz

Co za beznadziejna książka!  Szukałam audiobooka, który miał mi umilić czas nielubianych przedświątecznych porządków. Już miałam zakupić kolejny tom mojego standardowego umilacza  czyli kryminał Charlotte Link, kiedy wpadłam na "Komisarza" nieznanej mi zupełnie Pauliny Świst. Hm, tematyka policyjna zazwyczaj mi się podoba, lubię też poznawać nowych polskich autorów... Kupiłam. I bardzo żałuję. Zmarnowany czas, zmarnowane pieniądze.


Początek powieści nie zwiastuje jeszcze z jakim gniotem mamy do czynienia, a wręcz zapowiada się ciekawie. Główni bohaterowie pochodzą z różnych środowisk. Ona to młoda kobieta, córka zamożnego biznesmena przeżywająca zauroczenie mężczyzną, z którym od niedawna się spotyka. Nie wie, że wybranek jej serca jest gliniarzem związanym z nią tylko po to, by w ramach akcji operacyjnej inwigilować jej ojca powiązanego z mafią handlującą ludźmi.
Autorka zaczyna powieść dość dowcipnie, przedstawiając perypetie "zakochanych" z perspektywy każdego z nich. Kilka razy wybuchnęłam śmiechem, gdy po rozanielonej i przesłodzonej partii odzwierciedlającej przeżycia bohaterki nastąpił zgrzyt w postaci relacji z punktu widzenia wkurzonego graną przez siebie rolą policjanta. Na tym etapie lektury miałam nadzieję że opis relacji tych dwojga to tylko rodzaj wstępu, akcja się rozkręci, nabierze tempa a intryga kryminalna okaże się coraz bardziej wciągająca i rozbudowana.
Nic z tego.
Bo to po prostu nie był kryminał.

Żeby to przynajmniej była dobra powieść obyczajowa, gdzie na tle kryminalnych wydarzeń następuje jakaś ciekawa przemiana bohaterów. Niestety. Dość szybko poziom powieści zaczął pikować w dół, niebezpiecznie zbliżając się do opisów przygód osławionego pana Greya.

I niestety na tym poziomie autorka doprowadziła swoje dzieło do końca. Nie brakło jej pomysłów na intrygę kryminalną majaczącą w tle, ale poziom fabuły, postaci i przeżycia głównych bohaterów były więcej niż żenujące. Tak słabe że aż brak słów.
I te powielające się schematy wśród których często pojawia się para rodzeństwa wybierającego przeciwne drogi życiowe. Narracja w pierwszej osobie naprzemiennie głosem kobiecym (Zuza) i męskim (Wyrwa) która doprowadziła mnie do kompletnego niezrozumienia zakończenia, gdzie wciąż opowiadając historię z perspektywy "ja" odezwali się nagle bohaterowie drugoplanowi (będący pierwszoplanowymi w innej części bo o ile zdążyłam się zorientować - autorka wysiliła się nawet na trzytomową historię). Na plus należy jej jednak zaliczyć fakt, że zagadka, będąca przez sporą część historii jedynie tłem do łóżkowych wyczynów bohaterów, nie zakończyła się tak szybko jak czytelnik mógłby się spodziewać i miała jakiś niespodziewany ciąg dalszy. Nie napiszę jaki bo może jednak ktoś chciałby tę powieść przeczytać. Choć zupełnie nie warto.

18/52 (2017)

Charlotte Link a sprzątanie

Wiele lat temu odkryłam, że słuchając muzyki Phila Collinsa prasuje mi się znacznie lepiej i szybciej. Z kolei na długie trasy samochodowe zabieram ze sobą obowiązkowo koncertową płytę VooVoo z radiowej Trójki. Wspaniale umila czas podróży. 
W roku 2017 odkryłam, że przy większych akcjach typu sprzątanie mieszkania sprawdza się audiobook z powieścią Charlotte Link. Dlaczego ta autorka? Nie mam pojęcia. Ale pomogła mi przetrwać kolejną przeprowadzkę, malowanie mieszkania  - a ponieważ tych audiobooków kupiłam kilka, starczyło i na część przedświątecznych porządków.


Pierwszy z nich, "DRUGIE DZIECKO", okazał się tak naprawdę najbardziej ciekawy. Powieść skonstruowana z dwóch przeplatających się historii, aktualnej i pokazywanej w retrospekcjach opowieści o losach mieszkańców Londynu z czasu wojny. Zagadka kryminalna z rozwiązaniem którego nie przewidziałam, ciekawa fabuła. Oczywiście powieść z gatunku tych które zapomina się dość szybko po przeczytaniu, nie jest to literatura wybitnych lotów. Ale całkiem dobry kawałek powieści kryminalnej. 


"OSTATNI ŚLAD", kolejna ksiażka, utwierdziła mnie w przekonaniu, że lubię styl tej autorki - unika sztucznego nakręcania tempa akcji swoich powieści, napięcie buduje powoli ale skutecznie, fabuła zbudowana jest z przeplatających się historii które w pewnym momencie zaczynają się zazębiać i układać w jedną całość. I do tego pani Link potrafi naprawdę zaskoczyć, wyprowadzając czytelnika w pole. Kto czytał opis spaceru po lesie z psem pewnej trzecioplanowej bohaterki z tej powieści wie co mam na myśli. Co prawda rozwiązanie zagadki nieco rozczarowuje - finał zbyt rozwleczony i chyba jednak zbyt nieprawdopodobny - ale całość książki to rozrywka na bardzo przyzwoitym poziomie.


Trzecia z tych powieści, "NIEPROSZONY GOŚĆ", to mój ostatni zakup pani Link. Po jej wysłuchaniu zaczęłam czuć lekką niechęć i do pani Link, i do książek lekkiego kalibru. Tego audiobooka słuchało mi się naprawdę kiepsko. Po pierwsze, z powodu jakości samego nagrania. Nie było najlepsze, straszliwie przeszkadzała mi głośność z jaką lektorka nabierała powietrza aby przeczytać kolejne zdanie. Kilka razy porządnie mnie tym przestraszyła, zabrzmiała jakby ją samą ktoś przeraził, zaskoczył i własnie przymierza się do wydania potwornego okrzyku... Trochę upłynęło zanim jakoś przywykłam. Poza problemami z nagraniem - kwestia samej powieści. Była mocno taka sobie. Niby solidnie wymyślona intryga, ale stopień jej skomplikowania i wzajemne przenikanie się relacji/historii życiowych bohaterów w pewnym momencie było już po prostu nużące - zbyt zagmatwane i nie przekonywujące. Podobnie jak zakończenie, identycznie zresztą jak w poprzedniej lekturze "Ostatni ślad". 


Po kilku powieściach tej autorki zaczynam wyraźniej widzieć pewne schematy na których opiera swoje książki, czy to dotyczące bohaterów, czy też zakończenia powieści i rozwiązania zagadek kryminalnych. I trochę to się staje nudne. Cóż. Prawdopodobnie to już pora na zmianę lektur.


15/52 (2017)
16/52 (2017)
17/52 (2017)

Podsumowanie 2017

Czytelniczo mój rok 2017 wygląda dość słabo. Przeczytałam dokładnie tyle samo książek co w roku poprzednim (21), czyli przynajmniej nie ma tendencji spadkowej, ale to wciąż daleko od planowanych 52. Realizacja planu na poziomie zaledwie 40%. Muszę też przyznać, że sporą część tych lektur oceniłam negatywnie. Cóż, najwyższy czas wyciągnąć wnioski i zmienić zasady wyboru książek. 
Może rok 2018 będzie lepszy...

A póki co - nadganiam z krótkimi notkami o ostatnio przeczytanych książkach.
No to zaczynamy.

niedziela, 17 grudnia 2017

Kreacja


Autorka tej powieści jest koleżanką mojej znajomej i to od niej po raz pierwszy usłyszałam o "Kreacji". Od razu wpisałam tytuł na listę książek do przeczytania - kiedyś-tam w nieokreślonej przyszłości. Kilka tygodni później, gdy nadarzyła się pierwsza ku temu okazja, dostałam od moich znajomych właśnie tę powieść. Książka jest zawsze najlepszym prezentem, a książką którą pragnęłam przeczytać - to wielka radość :) 


To bardzo ciekawa powieść. Opisuje losy kilku bohaterek, kilku kobiet w różnej sytuacji życiowej: Gabriela zajmująca się swoimi wnukami nadmiernie zaangażowana w życie swojej córki; Anka która próbuje usamodzielnić się i odciąć od korzystania z zawsze pomocnej mamy; Marta wiodąca wcale nie tak atrakcyjne życie singielki; Agata pragnąca zamienić przeciętne życie matki i żony na błyskotliwą karierę celebrytki oraz Wioletta - celebrytka która właśnie swoją karierę kończy... Postaci męskie są raczej drugoplanowe ale też ciekawie skonstruowane i autentyczne.
Powieść jest inteligentnie napisana, przemyślana, już po paru krótkich rozdziałach czytelnika zachwyca jak ścieżki wprowadzanych do fabuły postaci zaczynają się przecinać... Tematem wokół którego autorka buduje swoją opowieść zdają się być relacje, zwłaszcza te między kobietami, oraz ambicje skonfrontowane z prozą życia.
Zachwyca niezły styl, staranny język, dodatek w postaci wątku historycznego o francuskich monarchiniach plecionego w fabułę - dla mnie nie do końca zrozumiały zabieg, pokazujący jednakże że autorka naprawdę miała pomysł na tę powieść i na to jak wzmocnić przesłanie swojej książki. Dawno nie czytałam tak dopracowanej powieści. 

14/52 (2017)

niedziela, 18 czerwca 2017

Książki - nie, koty - tak!

Sobotni wieczór. Dylemat co sobie poczytam przed snem rozwiązał się sam ;)




Chciałbyś aby jakiś cudny mruczek spał na Twoich książkach? Album zawierający kocich kandydatów zainteresowanych taką propozycją możesz obejrzeć TUTAJ.
Kontakt w sprawie adopcji: zwierzakizminska@gmail.com

sobota, 17 czerwca 2017

Wierność w stereo

Od czasu gdy przeczytałam powieść autorstwa pana Nicka Hornby'ego "Długa droga w dół", która bardzo mi się podobała, planowałam sięgnąć po inną pozycję tego autora. Tak oto w moich rękach znalazła się "Wierność w stereo".



Ta lektura wywoływała we mnie naprawdę różne odczucia. Pierwsze wrażenie - zachwyt! Początek wyśmienity. Rzadko zdarza mi się czytać coś, co wciąga od pierwszego zdania. A pan Hornby swoją opowieść zaczyna genialnie - bo tak:

"Na mojej liście pięciu najbardziej godnych zapamiętania rozstań wszech czasów (z dziewczynami, które chętnie zabrałbym na bezludną wyspę) znajdują się w porządku chronologicznym:
1) Alison Ashworth
2) Penny Hardwick
3) Jackie Allen
4) Charlie Nicholson
5) Sarah Kendrew.
Rozstania z nimi naprawdę bolały. Lauro, czy widzisz wśród nich swoje imię?"

No i jeśli przeczytamy coś takiego - czy nie chce się od razu poznać całej historii związku i rozstania głównego bohatera z ową Laurą?
Kolejne strony pochłaniałam z zapałem, który jednak dość szybko gasł. Głównie za sprawą bohatera i jego otoczenia. Bohaterem jest trzydziestokilkuletni Rob Fleming, niespełniony DJ, właściciel upadającego sklepiku z płytami, w którym pracują także dwaj jego najbliżsi kumple. Cała trójka zakochana w muzyce, żyjąca muzyką na co dzień, wspominająca przeszłość w powiązaniu z towarzyszącą jej muzyką, oceniająca innych na podstawie tego jakiej muzyki słuchają...
Czytając to, po tylu latach od powstania powieści, miałam wrażenie jakby opisywany przez autora świat się zestarzał. Sklepy z płytami pewnie nie są już typowym elementem krajobrazu, raczej enklawą dla audiofilów. Osobiście nie widziałam na ulicy żadnego (myślę tu o prawdziwych płytach, nie o CD). Wrażenie to potęgowała ilość piosenek/autorów/wykonawców które narrator wspomina i opisuje, a które mnie - czytelnikowi z innego kraju trzymającemu tę książkę w ręku ponad 20 lat po jej napisaniu - w sporej części kompletnie nic nie mówią i nie wnoszą żadnej dodatkowej treści.
Niesamowicie denerwował mnie też główny bohater, w którym szybko odkryłam klasycznego Piotrusia Pana. I choć niektóre jego obserwacje okazały się ciekawe (na zasadzie: "o! to faceci też tak mają?"), to jednak przez większość lektury towarzyszyło mi poczucie irytacji naprzemiennie ze znudzeniem. Choć przyznaję, że powieść napisana jest całkiem nieźle, autor nie szczędzi czasu na ciekawe opisy i budowanie wielowymiarowych postaci pobocznych, wplata interesujące wątki, które urozmaicają fabułę przy okazji rysując bardziej szczegółowy obraz Roba, kim jest, czym się kieruje w życiu. Moim ulubionym "dodatkiem" tego typu jest historia zbioru płyt pewnego niewiernego męża - cudowny wątek. 

Jeśli oceniam tę powieść pozytywnie, to tylko dlatego, że dotrwałam do jej końca - mimo tego jak bardzo miałam czasami dość głównego bohatera. Dopiero zamykając okładkę po skończonej lekturze można stwierdzić, że ta powieść nie jest dziełem przypadku, że wszystko co się w niej dzieje i przydarza bohaterowi jest starannie przemyślane. Że jest w niej jakiś sens. Że dzięki niej możemy zobaczyć coś ważnego - że dorastanie jest możliwe, podejmowanie decyzji jest możliwe. Zmiany są możliwe. 
Dobra książka.



13/52 (2017)

niedziela, 11 czerwca 2017

Biegacz

Zamiast rzucać się na kolejne nowości, może lepiej zacząć w końcu nadrabiać braki z klasyki? Najlepiej jeszcze wypożyczając je z biblioteki? I lektura ciekawsza, i taniej wyjdzie... Ot, takie przemyślenia po zakupie i lekturze kolejnej mocno reklamowanej super powieści.

Choć uczciwie trzeba przyznać, że lektura "Biegacza" autorstwa pana Piotra Bojarskiego nie była czasem straconym. Nie znając autora zakładam - wyłącznie po tym jak powieść jest napisana - że to debiut literacki. I jeśli tak jest, to za wiele rzeczy należy się autorowi uznanie.

Choćby za ciekawy pomysł i za postać głównego bohatera. Jest nim niejaki Bogdan Popiołek, niczym się nie wyróżniający, nieco ponad czterdziestoletni nauczyciel historii, który postanawia walczyć z nadwagą poprzez uprawianie joggingu. Pewnego dnia na odludnej ścieżce w czasie treningu spotyka innego biegacza. Wieczorem zaś oglądając w telewizyjnych wiadomościach newsa o morderstwie rozpoznaje jego zwłoki. Będąc ostatnią osobą, która widziała denata żywego, Popiołek czuje się w obowiązku dopomóc organom ścigania dzieląc się z nimi wszystkim, co zaobserwował feralnego dnia w lasku. Ponieważ policja nie jest specjalnie zainteresowana jego zeznaniami, główny bohater wkrótce rozpoczyna prywatne dochodzenie starając się wyjaśnić sprawę śmierci nieznajomego biegacza.

Fabuła intrygująca. Bardzo fajne podejście do czasu. Akcja nie rozgrywa się bowiem błyskawicznie, wręcz przeciwnie, mijają tygodnie i miesiące, bohater napotyka na przeszkody, jego śledztwu wiele razy zdarza się utknąć w martwym punkcie i, gdy zdaje się, że to już koniec przygód detektywa-amatora, jakiś przypadek pozwala zyskać nowe informacje pokazujące właściwy kierunek działania. Spodobał mi się taki sposób prowadzenia akcji. Bohater nie mając praktycznie żadnego "punktu zaczepienia" w prowadzonym śledztwie, uparcie chwyta się jednak drobnych i właściwie nic nie wnoszących śladów czy świadków. Każde kolejne spotkanie odkrywa przed nim nowy, czasami pozornie nic nie znaczący, aspekt historii, pozwalając na kolejne choćby tylko pół kroku do przodu w rozwiązywaniu zagadki kryminalnej. Wszystkie te powolutku zbierane informacje zaczynają w końcu układać się w jedną całość... Warto też docenić dobry i przekonujący temat oraz ciekawą konstrukcję: mamy tu bowiem zbrodnię, która powiązana jest z innym wydarzeniem z czasów PRL, tak wiec obie te historie zbudowane są na ciekawym tle najnowszej historii Polski. Za to brawa.

Reasumując jest to całkiem niezły materiał na naprawdę dobrą powieść, którą to "Biegacz" w mojej opinii niestety jeszcze nie jest.

Dlaczego nie?
Po pierwsze z powodów "warsztatowych". To powieść napisana stylem tak prostym i hm, niewyszukanym, że czasami to aż razi - jednak oczekiwałabym większego wysiłku po stronie autora. Oczywiście warto dodać, że autor oparł się modzie pisania powieści w czasie teraźniejszym, ale wpadł w inną pułapkę pozornie łatwego stylu: główny bohater jest jednocześnie narratorem. Ułatwia to pokazanie przeżyć czy rozterek wewnętrznych bohatera, ale z kolei ogołaca kryminalną historię z wszelkiego napięcia.  Sceny zagrożenia życia bohatera czyta się lekko wiedząc że no cóż, skoro opisuje tę historię, to znaczy że jednak nic mu się nie stało...  Minusem na pewno jest też stosunkowo łatwo przewidywalne rozwiązanie zagadki. Jeśli ja zgadłam - a czytam szybko i bez analizowania szczegółów - to naprawdę było zbyt proste.  

Miałam też poczucie, że autor próbował upiec zbyt wiele pieczeni na jednym ogniu. Tak jakby nie mógł się zdecydować czy chce być autorem kryminału, reporterem czy felietonistą wyrażającym swój stosunek do obecnej władzy. Mamy więc zagadkę kryminalną kryjącą w sobie inną zagadkę, przypomnienie pewnych zdarzeń z historii jako tło powieści, mamy kronikę wydarzeń w Polsce i nawet Europie z roku 2016 (rok powstania powieści), do tego obraz współczesnej szkoły na przykładzie gimnazjum wraz z opisem planów reformy edukacji z perspektywy grona nauczycielskiego i do tego wszystkiego obraz kraju "dobrej zmiany" wraz z komentarzem narratora (autora?) do tejże. Uff. Za dużo i bez sensu - moim zdaniem. A gdyby tak powieść okazała się wyjątkowym sukcesem, to takie zagęszczenie kompletnie nieistotnych dla przedstawianej zagadki kryminalnej szczegółów polskiej rzeczywistości ubiegłego roku tak naprawdę uniemożliwiłaby sukces wydawniczy na jakimkolwiek rynku zagranicznym.

Z notki autora wynika, że powieść powstała w 10 miesięcy (luty-grudzień 2016). Pierwsza myśl: wow! A potem jednak trochę żal. Bo może można było popracować nad tym materiałem ciut dłużej i nie zmarnować tak fajnego pomysłu tak przeciętną powieścią...

12/52 (2017)

A, i świetna okładka.
Naprawdę. Od czasów "Siostry" Rosamund Lupton nie widziałam nic lepszego. Mam tylko wrażenie, że autor projektu okładki mógłby powiedzieć to samo ;)



czwartek, 11 maja 2017

Za zamkniętymi drzwiami

"Znowu dałam się nabrać" - to chyba najlepsze podsumowanie tej lektury. Choć lubię czytać debiuty literackie i zdaję sobie sprawę, że często pierwsze powieści nawet najlepszych autorów są nieco grafomańskie, to jednak powieścią "Za zamkniętymi drzwiami" byłam po prostu rozczarowana.


Po pierwsze - to nie jest dobrze napisana powieść. Nawet nie umiem opisać uczucia niezadowolenia graniczącego z niesmakiem jakie towarzyszą mi, gdy otwieram książkę i odkrywam, że autor nie potrafił opisać historii w czasie przeszłym. W księgarni po prostu odkładam taką pozycję z powrotem na półkę, zakładając że tak elementarne braki warsztatowe zwiastują kompletnego gniota. Tym razem jednak kupiłam powieść online w formie ebook, tak więc dopiero po dokonaniu zakupu przeczytałam pierwsze - rozczarowujące w formie - zdania powieści.
Co prawda rozdział później okazało się, że autorka używa czasów teraźniejszego i przeszłego do wplatania retrospekcji w opowiadaną historię, tak więc miało to uzasadnienie, choć wciąż czytało się nie najlepiej. 
Po drugie - mimo wysiłku autorki by zbudować zaskakującą historię, całość traci przez kompletny brak autentyczności. Historia jest tak dziwna, że aż nieprawdopodobna. Fabuła nie zapowiada się źle. Czytając zapowiedzi można się spodziewać intrygującej opowieści o niezwykłym małżeństwie, które z pozoru wydaje się idealne, ale najwyraźniej skrywa jakieś sekrety... Nie zdradzając tych sekretów powiem tylko, że nie umiem sobie wyobrazić, że taka historia mogłaby się zdarzyć we współczesnym świecie młodej, wykształconej i samodzielnej kobiecie. Dodatkowo pewna niekonsekwencja "czarnego charakteru" w stosunku do innej drugoplanowej bohaterki rodzi kolejne wątpliwości. Całkiem niezłe jest na pewno rozwiązanie intrygi, byłam nim naprawdę pozytywnie zaskoczona. Ale znowu - tutaj też można mieć coś do zarzucenia jeśli się chce traktować opisane wydarzenia jako przynajmniej prawdopodobne.

Reasumując - pewnie niejeden początkujący pisarz/wydawca chciałby poznać tajniki działań marketingowców zaangażowanych do promowania tej powieści (tej, i paru innych które miałam okazję przeczytać), bowiem ani treść ani forma nie uzasadniają achów i ochów jakimi okraszone są zapowiedzi i recenzje tej powieści. 

11/52 (2017)

poniedziałek, 8 maja 2017

Obraz kontrolny i Gniazdo Kruka


Zafascynowana debiutancką powieścią pana Sekielskiego zatytułowaną "Sejf", wypożyczyłam dwa kolejne tomy z tego tryptyku czyli "Obraz kontrolny" i "Sejf 3. Gniazdo Kruka".
To co spodobało mi się w pierwszej powieści zostało utrzymane w dwóch kolejnych - i wartka akcja, i inspiracja rzeczywistością polskiej polityki ostatnich lat, i bardzo ciekawy sposób przechodzenia od wątku do wątku, od jednego rozdziału do kolejnego. Powieści są też kontynuacją losów bohaterów znanych z kart pierwszej części tryptyku. Wszystko to w wielu aspektach jest ciekawe. Świetne wręcz jest zakończenie historii, po raz kolejny okazuje się, że autor wodzi czytelnika za nos i zaskakuje rozwiązaniem zagadki.

Między tym wszystkim jednak jest dłużąca się czasami opowieść o tajnych akcjach służb specjalnych będących poza kontrolą kogokolwiek, o dziwnych powiązaniach i bezkarności ludzi służb, polityki i biznesu. Takie zagęszczenie tych wątków, że osobiście miałam już lekki przesyt tych intryg, a czasami wręcz gubiłam się w śledzeniu wzajemnych powiązań.

Tak więc zakończyłam lekturę wręcz z ulgą, że to już koniec. Nie mam wątpliwości, że to świetnie napisane historie, inspirowane realnymi zdarzeniami, co nadaje im wyjątkowego "smaczku". Podejrzewam, że prawdziwy wielkiej świat polityki też ma takie właśnie oblicze. Jednak jako przeciętny człowieczek, który chce wierzyć w pewne hasła i wartości, niezależnie od tego jak nieidealni są ci, którzy je głoszą, byłam po prostu zmęczona tą lekturą. Doceniam, ale cieszę się że mam to już za sobą. Uff.

9/52 (2017)
10/52 (2017)

niedziela, 7 maja 2017

Zapach suszy

Audiobooki to rzecz zupełnie mi nieznana. Zastanawiałam się wielokrotnie jakby to było słuchać książek podczas jazdy samochodem - czy to rozprasza kierującego, czy pamięta się wszystkie wątki? Wydawało się, że okazja do sprawdzenia nadarzyła się dość szybko. Sieć stacji Orlen gdzie zazwyczaj tankuję (taka forma patriotyzmu konsumpcyjnego ;)) wprowadziła promocję audiobooków, z której chętnie skorzystałam - każdy klient mógł bezpłatnie pobrać audiobook ze strony www.

Mój wybór padł na powieść "Zapach suszy" autorstwa pana Tomasza Sekielskiego. Czytałam jego "Sejf" i bardzo mi się ta powieść podobała, tak bardzo, że tuż przed przeprowadzką wypożyczyłam z biblioteki miejskiej kolejne tomy tej powieści. "Zapach suszy" jest początkiem nowej serii i postanowiłam sprawdzić czy jest ona tak samo ciekawa jak poprzednia.


Pierwsze rozczarowanie to "Audioteka" czyli dostawca promocyjnych audiobooków. Okazało się, że audiobooku nie można było pobrać w jakiejś standardowej formie i słuchać tak jak mp3 w samochodowym odtwarzaczu. Do odsłuchania powieści konieczne było zainstalowanie na komputerze odpowiedniej aplikacji. Notabene strasznie wkurzającej, bo choć nie kupiłam żadnej innej pozycji na stronie Audioteki, to zainstalowana aplikacja co jakiś czas wyskakuje mi ("pop-up") z reklamą kolejnej powieści. Irytujące. Tak czy inaczej, mój plan sprawdzenia jak się słucha książek w czasie jazdy samochodem póki co jest niezrealizowany.

Natomiast sam audiobook jednak się przydał. Nastawiłam komputer na sporą głośność i całą sobotę rozpakowywałam pudła po przeprowadzce, słuchając kolejnych rozdziałów czytanych przez samego autora powieści. Aplikacja do słuchania okazała się nieidealna - przeszkadzała skacząca głośność np. przy cofaniu czy przy przechodzeniu do nowego rozdziału. Pozytywne strony? Nigdy nie liczyłam ile czasu zajmuje mi przeczytanie książki - nigdy nie czytam całej książki jednorazowo, rozkłada się to zawsze na kolejne dni, przerywane pracą, odpoczynkiem, zakupami, innymi czynnościami typowymi dla ludzi aktywnych zawodowo. Przy słuchaniu audiobooka wiedziałam dokładnie ile czasu poświęciłam na jego wysłuchanie (w sumie)  - dokładnie tyle, ile czasu trwa nagranie czyli 9 godzin. Hm. 9 godzin i już książka jest "przeczytana"...

A powieść? Powiedziałabym - taka sobie. Straszliwie irytowała mnie maniera cytowania Księgi Przysłów, każdy rozdział rozpoczynał się biblijnym cytatem. Czy miało to uzasadnienie w fabule? Moim zdaniem nie. O co chodziło autorowi, czy to tylko zgrabny zabieg gwarantujący popularność powieści? Nie mam pojęcia. "Zgrzytów" było trochę więcej. Takich jak inne modne wątki typu pedofilia w kościele i jej ukrywanie przez księży, homoseksualizm, niewierność, zakłamanie czy brak miłosierdzia wśród przedstawicieli kleru. Modne na pewno, ale czy prawdziwe? Były też i smaczki takie jak spotkanie ministra Rudzkiego w restauracji Amber Room i poufne tam rozmowy w sali, do której dostęp miał tylko obsługujący ich kelner... Bohaterami powieści byli bowiem ludzie polityki i biznesu, a fabuła pokazywała jak bardzo te dwa światy się przenikają, i to zwykle w okolicznościach, o których zwykli śmiertelnicy (czyt. wyborcy) nie mają pojęcia. To jest na pewno coś za co tę powieść (i tego autora) cenię. Podobała mi się także postać bohaterki czyli prokurator Agnieszka Ossowska. Postać nieatrakcyjna, niesympatyczna, i z wyglądu, i z powodu pogłębiającego się problemu alkoholowego, nie mająca życia prywatnego, zaangażowana wyłącznie w pracę. Lubię antypatycznych bohaterów.

Co mi się nie podobało? Powieść ewidentnie została napisana jako pierwsza część tryptyku, tak więc pewne wątki zostały nie rozwiązane. Byłam tym bardzo rozczarowana, bo po tej lekturze nie mam ochoty na czytanie kolejnych tomów, z drugiej strony chciałabym poznać rozwiązanie wątku Oksany i jej brata (choć tu pewne sugestie były dość czytelne, to jednak trzeba sięgnąć po kolejną część aby poznać  zakończenie ich historii). No i najważniejsza rzecz, która powoduje że po kolejne tomy nie sięgnę. Ta powieść jest bardzo drastyczna, zwłaszcza w opisach tego co ludzie robią ludziom. Mam na myśli zarówno krzywdy wobec kobiet (historia Oksany), jak i mężczyzn ("przesłuchanie" komendanta straży granicznej). Straszne. Można chyba było zaoszczędzić czytelnikom takich szczegółów. Wysłuchałam tego z bardzo mieszanymi uczuciami i pozostaje mi mieć nadzieję, że do moich sąsiadów dźwięki odtwarzacza nie dotarły - bo jak nic zyskałabym w nowym miejscu zamieszkania opinię dewiantki. Któż inny mógłby chcieć słuchać tak strasznych rzeczy?? 
Piszę to z bólem serca (mimo całej sympatii do pana Sekielskiego): nie polecam.

8/52 (2017)

sobota, 6 maja 2017

Wielbiciel




Właścicielką książki "Wielbiciel" autorstwa pani Charlotte Link zostałam - a jakżeby inaczej - przypadkowo. Wrzuciłam ją do koszyka podczas ostatnich zakupów spożywczych przed moją przeprowadzką. Pamiętając jak długi był proces rozpakowywania się po poprzednich przenosinach stwierdziłam, że dobrze będzie mieć pod ręką niewielką rozmiarami książkę - przeczytam prawie zanim dokopię się do pudła zawierającego książki... A poza tym byłam ciekawa twórczości pani Link, bo żadnej z jej powieści wcześniej nie czytałam.


Powieść jako odskocznia po przeprowadzce i ciężkim dniu rozpakowywania najbardziej potrzebnych rzeczy sprawdziła się wyśmienicie. Zrobiła też dobre wrażenie - nieźle napisana (historia opowiedziana w czasie przeszłym - uwielbiam), z kilkoma rozbudowywanymi symultanicznie wątkami, które na koniec złączyły się w sensowną całość. Pewnym minusem jest oczywiście to, że teraz, po upływie kilku tygodni, kiedy próbuję opisać moje wrażenia, nie jestem w stanie odtworzyć bohaterów ani szczegółów fabuły, ale to chyba pochodna lekkiego gatunku. Nawet mnie, z moim niewybrednym gustem czytelniczym, zdarzyło się przeczytać książki których treść towarzyszyła mi jeszcze długo po zamknięciu okładki, więc widzę różnicę. No ale jak jestem w bibliotece to jakoś zawsze sięgam po te lekkie i przyjemne lektury, po te wymagające wysiłku - niemal nigdy. A potem próbuję opisać przeczytaną lekturę i choć samo czytanie było przyjemne, to jednak nie ma o czym pisać...

7/52 (2017)

czwartek, 4 maja 2017

Diabli nadali



Powieść "Diabli nadali" to jedna z nielicznych ostatnio lektur, których czytanie nie było dziełem przypadku. Jakiś czas temu natrafiłam na dość pozytywną recenzję, zapamiętałam tytuł i okładkę. A potem - już standardowo - oddając książki w bibliotece zauważyłam leżący na stoliku ten właśnie kryminał. 


Uśmiechająca się ze zdjęcia z tyłu okładki młoda sympatyczna kobieta - autorka - dobrze pasuje do samej powieści. Mimo zagadki kryminalnej w powieści brak drastycznych szczegółów i opisów, wszystko jest w gruncie rzeczy sympatyczne i delikatne. Również główna bohaterka robi dość podobne wrażenie. 
A jest nią Monika Kapuśnik, młoda kobieta z zasadami, pracująca jako sekretarka dyrektora Dagmara Różyka. Tenże, kobieciarz jakich mało, zwany jest przez pracowników firmy Diabłem. Wśród innych barwnych postaci jest jeszcze Zdzira czyli zastępczyni Diabła, wredna dla wszystkich w swoim otoczeniu z wyjątkiem swojego ulubionego dyrektora czy jej asystent mrówkojad-dupowłaz Filip Mrówczyński. Pewnego dnia dyrektor Różyk zostaje znaleziony martwy w swoim gabinecie. Policja wkracza do akcji, a główną podejrzaną jest oczywiście sekretarka. Na szczęście jednym z policjantów prowadzących śledztwo jest Mateusz Jankowski, młody sąsiad Moniki i jej towarzysz codziennego joggingu, bardzo zainteresowany tym co potocznie nazywa się teraz opuszczeniem friendzone...

Historia jest krótka ale wielowątkowa, pokazująca też drugie oblicze osób, które początkowo budzą niechęć, jak dyrektor Wikcińska - Zdzira czy sam Diabeł. Dodatkowo powiązana jest z innymi wydarzeniami z przeszłości, których zdawkowy opis rozpoczyna powieść. To wszystko sprawia że powieść ciekawa, nawet jeśli trochę naiwna. Ale w zalewie drastycznych opowieści nawet miło jest poczytać coś lekkiego i delikatnego.

6/52 (2017)

niedziela, 23 kwietnia 2017

Apetyt na życie


Przez ostatnich kilka tygodni czytałam ale nie miałam za bardzo czasu dodawać na ten blog podsumowań kolejnych lektur. Postanowiłam to nadrobić ... i wtedy okazało się, że mało pamiętam z powieści "Apetyt na życie". Imiona głównych bohaterów, miejsce akcji - nie do odtworzenia po upływie miesiąca. To już pewnie coś mówi...


Mimo to nie odradzam tej książki, o ile oczywiście ktoś ma ochotę na lekturą naprawdę lekką i przyjemną. Taką typowo "kobiecą", gdzie właściwie od początku można podejrzewać jak historia się zakończy, ale przyjemnie jest śledzić drogę, wahania i wybory bohaterów, które doprowadzą ich do oczekiwanego happy endu. 


Fabuła jest dość prosta. To opowieść o młodej kobiecie, która - spełniając ostatnie życzenie zmarłej babci - wraca do miasteczka swojego dzieciństwa mając do wykonania pewne zadanie. Wyprawa pozwoli jej na odkrycie zupełnie nieznanej części życia babci i na przewartościowanie własnych życiowych wyborów. 


I to chyba jest to, co w takich lekturach jest najbardziej atrakcyjne. Pewnie wiele z nas marzy, aby zawrócić z drogi którą się idzie ale nie bardzo jest jak. Nie widać alternatywnej ścieżki więc idziemy dalej tą samą, już nie chcianą, nudną ale jedyną jaka jest w zasięgu naszych możliwości, jedyną jaką znamy. A bohaterka tej powieści robi coś innego - otwiera oczy na nowe okoliczności, zadaje sobie trudne pytania, znajduje odwagę by odejść nim komuś coś przysięgnie przed ołtarzem, odkrywa w sobie nowe talenty i odważnie próbuje nowego - bardzo prostego - życia. Inspirujące. 


A, i tak zupełnie przypadkowo - ta powieść to debiut amerykańskiej pisarki p. Mery Simses. Uwielbiam czytać debiuty :)

5/52 (2017)

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Szczęście pachnące wanilią


Przy okazji wizyty w bibliotece zgarnęłam ze stolika tuż obok biurka pani bibliotekarki kilka ostatnio oddanych książek. Lubię ten sposób zdobywania nowych lektur, bo dzięki temu trafiam na pozycje, których sama nigdy bym nie wyszukała, nie są to bowiem ani głośne tytuły, ani znane (mi) nazwiska.


"Szczęście pachnące wanilią" jest jedną z takich właśnie książek. Tytuł sugerował lekkostrawną papkę dla gospodyń domowych, niemniej jednak zaryzykowałam i ... bardzo się z tego cieszę.


To rzeczywiście lekka i ciepła opowieść, bardzo jednak zgrabnie napisana. Autorka, pani Magdalena Witkiewicz, ujęła mnie szczególnie sposobem wprowadzenia czytelnika w życie wszystkich bohaterek - trzeba wiedzieć, że jest ich wiele, a fabuła powoli odsłania jak ich życiowe ścieżki się przecinają. Otóż bohaterki zostały przedstawione niebanalnie bo za pomocą ... godziny 4:43, o której zaczyna się akcja powieści - tę zaś rozpoczyna intrygujący opis nocy, dla niektórych bezsennej. Co sprawia że kilka kobiet o tej godzinie nie śpi? Powody są tak różne, jak różne są historie życiowe bohaterek. Mamy więc i karmiącą mamę, i singielkę która o tej porze zwykła wykonywać serię ćwiczeń, i piekącą zamówionego torta właścicielkę cukierni... Do tego grona dołączą jeszcze inne kobiety, takie jak próbująca wrócić do zawodu dentystka, żona człowieka który zaczyna przedkładać nowy samochód nad relację ze swoją rodziną, małą Zuzę martwiącą się o związek swojego taty z sąsiadką, jej ciotkę Zofię Kruk, Mariettę tkwiącą w dość szczególnym związku z pewnym filozofem... 

Wszystkie te historie znajdują szczęśliwe zakończenie, pełne miłości i spełnienia. Sympatyczna opowieść, dzięki której można docenić moc kobiecej przyjaźni, jest zaskakująco dobrze napisana (warto tu wspomnieć choćby przewrotne i niezwykle zabawne tytuły rozdziałów). Sympatyczne wrażenie sprawia też posłowie autorki, z którego dowiadujemy się, że większość tych historii czy nawet dialogów napisało ... życie. A to czyni tę opowieść jeszcze milszą sercu.

4/52 (2017)

wtorek, 31 stycznia 2017

Behawiorysta

Mimo iż poprzednia (i moja pierwsza) powieść pana Mroza nie okazała się takim arcydziełem jakiego się spodziewałam, od razu przystąpiłam do czytania kolejnej wypożyczonej na krótki czas powieści pt. "Behawiorysta". 
Jednego nie można autorowi odmówić - te książki czyta się dość szybko. Mimo to "Behawiorysta" okazał się jednak jeszcze większym rozczarowaniem. 

Powieść zaczyna się mocnym akcentem jakim jest wzięcie przedszkolaków za zakładników. Zaalarmowana policja i prokuratura zjawiają się na miejscu, tak samo jak tłumy mieszkańców Opola (gdzie rozgrywa się akcja) oraz ... emerytowany prokurator Edling zwany Behawiorystą. Przekonany, że mógłby być bardzo pomocny w rozwikłaniu zagadki, nie jest jednak dopuszczany do sprawy ze względu na bulwersujące okoliczności zakończenia kariery. Nie znamy tych okoliczności zbyt szczegółowo, autor wielokrotnie ale dość lakonicznie wspomina że od czasu "sprawy z dziewczyną" nikt z byłych współpracowników bohatera nie chce mieć z nim nic wspólnego. 

Tymczasem dzieci są przetrzymywane, a w internecie pojawia się transmisja live z przedszkola. Okazuje się, że porywacz ma coś do przekazania społeczności i to temu celowi ma służyć cała akcja. Podobnie jak wszystkie pozostałe szokujące czynności, które porywacz starannie zaplanował... Bezradni stróże prawa dopuszczają w końcu do toczącego się śledztwa Behawiorystę, licząc że jego niezwykłe umiejętności odczytywania mowy ciała przydadzą się by na podstawie internetowych transmisji z miejsca zbrodni zidentyfikować porywacza...

Nie będę opisywać całej skomplikowanej fabuły, bo w tej powieści dzieje się, oj dużo się dzieje. Nie znajdziemy tu jednak nic więcej niż kilka znanych schematów (zakładnicy, transmisje, zemsta za doznane krzywdy, że nie wspomnę o źródłach dewiacji mordercy) i rozczarowujące zakończenie. Może i na losy samego Behawiorysty autor znalazł niesztampowy pomysł, ale żeby rozwiązanie samej zagadki było zaskakujące powinno być choć trochę prawdopodobne. Na niekorzyść odczytuję też dużą ilość wątków i wydarzeń, z których niektóre kompletnie nic nie wnoszą - tak jak budowane napięcie wokół przeszłości prokuratora i tajemniczej "sprawy z dziewczyną"- szokujący powód jego dyscyplinarnego zwolnienia okazał się być niezrozumiałym wręcz epizodem. Dorzućmy do tego sporą ilość przemocy, w tym także tej wobec dzieci - to wszytko powoduje, że trudno uznać "Behawiorystę" za dobrą lekturę. Ta powieść jest ciekawa wyłącznie na początku, tak długo jak czytelnik zastanawia się czy bohater-morderca działa sam, czy też ma pomocnika-brata bliźniaka. Potem to już tylko pustosłowie okraszone opisami strasznych przestępstw. Szkoda czasu.

Obie książki już dawno z powrotem w bibliotece, więcej po twórczość pana Mroza sięgać nie zamierzam. I tylko nie rozumiem tego fenomenu, tych ochów i achów. Marketing? Zachwyt nad tempem pisania książek? Czy może autor napisał jednak coś dobrego i ta jedna pozycja mi umknęła?

3/52 (2017)

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Zaginięcie

Mam wrażenie, że Remigiusz Mróz to teraz bardzo modne nazwisko - tyle razy natchnęłam się na zachwyty jego powieściami wyrażane przez członków różnych grup czytelniczych na portalach społecznościowych, że aż poczułam iż coś ważnego w literaturze polskiej ostatnich czasów mi umknęło. Postanowiłam to natychmiast nadrobić i w filiach biblioteki dzielnicowej wyszukałam dostępne od ręki pozycje tego autora. Tylko dwie na naprawdę wiele egzemplarzy licznych tytułów... To też coś mówi.

"Zaginięcie" to moja pierwsza lektura. Dowiedziałam się, iż mimo że jest to kolejny tom cyklu opisującego przygody tych samych bohaterów, to jednak każda powieść stanowi na tyle zamkniętą całość, że można bez większej szkody czytać te książki w przypadkowej kolejności. 

Bohaterami są Chyłka i Zordon - dwoje prawników usiłujących wybronić swoich klientów z bardzo trudnej sprawy. Są oni oskarżeni o zabójstwo swojej małej córeczki. Nie znaleziono ciała dziecka, ale wszystkie poszlaki wskazują na rodziców. Brak jest jakichkolwiek śladów udziału innych osób, a system zabezpieczeń ich domu, z którego w nocy zniknęła dziewczynka, praktycznie wyklucza możliwość wejścia do domu obcych ludzi. Oboje rodzice oczywiście utrzymują że są niewinni, a kolejne rozdziały pozwalają dwójce adwokatów odkrywać nowe aspekty tej zagadki.

Brzmi bardzo intrygująco, ale w praktyce lektura podobała mi się średnio. Nie polubiłam głównych bohaterów ale zazwyczaj cenię autorów tworzących antypatyczne postaci. Plusem powieści na pewno był pomysł autora na konkretne wydarzenia (teraz mini spoiler...), które odwróciły przebieg rozprawy i plany obrońców. Cała reszta jednak wydała mi się mocno nieciekawa i nieautentyczna. Fabuła, która początkowo trzymała w napięciu, stawała się coraz bardziej powolną i nużącą, tak jakby już brakowało autorowi siły na utrzymanie tempa akcji aż do końca. Sam moment w którym czytelnik poznaje wreszcie wszystkie szczegóły tego, co zdarzyło się feralnej nocy w domku nad jeziorem, jest napisany tak, jakby autor już od niechcenia dodawał ten niezbędny na końcu element. Najgorsze wrażenie robił jednak opis rozprawy, jakby za bardzo inspirowany rzeczywistością amerykańskich thrillerów prawniczych. Może się mylę, ale według mojej wiedzy w Polsce nie mamy rozpraw prowadzonych w takim tempie (mam na myśli daty kolejnych posiedzeń sądu), tak więc ramy czasowe w które autor zamknął swoją opowieść odebrały całości jakiekolwiek wrażenie autentyczności. 
Podsumowując - jakby nieco przereklamowane...

2/52 (2017)

niedziela, 29 stycznia 2017

Plany czytelnicze ...

Rok 2017 zaczął się zupełnie inaczej, jeśli chodzi o moje czytanie. A to głównie dlatego, że zaczęłam od czytania, a nie od deklarowania ile to ja bym chciała w tym roku przeczytać ...

Oczywiście chciałabym przeczytać dużo książek i nawet częściowo wiem jakie, ale ... jak do tej pory moje zdefiniowane plany zawsze mocno się rozmijały z rzeczywistością. Z zamierzonych 52 pozycji w roku 2015 udało się przeczytać 29, a rok 2016 zamknęłam z listą 21 przeczytanych książek. 

Tym razem nie miałam już siły na konstruowanie kolejnych wyzwań. Po prostu sobie czytam...

I tak oto mija czwarty tydzień nowego roku, a ja mam przeczytanych już 5 książek, co daje 1,25 książki tygodniowo. Analityczny umysł od razu podpowiada - gdyby utrzymać takie tempo to 52 tygodni powinno zaowocować listą 65 książek. Niemożliwe! A może jednak?

Zobaczymy. Konkretnych planów jednak nie robię, nauczona doświadczeniem z lat poprzednich. Jeśli ktoś chciałby sprawdzić jak wyglądały moje ambitne i nie zrealizowane plany czytelnicze z lat poprzednich, to polecam: rok 2015 i rok 2016 - o tu to poszalałam ;)

A ja idę czytać dalej :)

Noc ognia


Przekornie wybrałam książkę o takim tytule na spędzenie ostatniego Sylwestra. "Noc ognia" nie jest jednak powieścią o imprezach i fajerwerkach, lecz świadectwem człowieka, który uwierzył. Autor nie ukrywa, że jest to opowieść o jego własnych przeżyciach, do której spisania długo dojrzewał. Sam tytuł zainspirowany jest nocą nawrócenia francuskiego filozofa Pascala ("la nuit de feu"). 

Młody doktorant filozofii, pracujący dorywczo jako scenarzysta przygotowywanego filmu o Karolu de Foucault wyrusza wraz z reżyserem na wycieczkę po pustyni, śladami mnicha. Cały ten wysiłek nie ma na celu pogłębienia życia duchowego, a jedynie wyszukanie najlepszej scenerii do kręcenia zdjęć przyszłej produkcji. W czasie kilkudniowego marszu po pustyni młody Eric-Emmanuel gubi się i spędza samotną noc, dzięki której może odkryć Bożą obecność. "Czasem trzeba się zgubić, aby się odnaleźć", "Nie można pójść na pustynię i wrócić jako ta sama osoba" podsumowuje zapowiedź okładkowa. 

Nie jest to porażająca głębią opowieść. W tej historii wciąż bardziej słychać filozofa niż neofitę - to moje subiektywne wrażenie. Sam autor jednak wyznaje: "Urodziłem się dwa razy: raz w Lyonie w 1960 roku, raz na Saharze w roku 1989." I jeszcze "Jedna noc na ziemi przepełniła mnie radością na całe życie.". Choćby dlatego warto poznać historię, która zmieniła jego życie, odcisnęła piętno na jego pisarstwie i na opisanie której potrzebował aż 25 lat...

1/52 (2017)

sobota, 28 stycznia 2017

Sejf

Ta powieść to bardzo miłe zaskoczenie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się za wiele, w końcu to kolejny debiut, w dodatku napisany (a może tylko podpisany?) przez znaną osobę - to może być byle co - tak myślałam...

 Pan Skielski skonstruował jednak intrygującą historię, mocno osadzoną w realiach - dodatkowo takie wrażenie potęgowała inspiracja autentycznymi wydarzeniami Polski ostatnich lat, które wplecione w fabułę nadawały jej wrażenie autentyczności. 
Historia zaczyna się bowiem od postaci pewnego szyfranta w Agencji Wywiadu, który w dziwnych okolicznościach znika. Po jakimś czasie przypadkowi mieszkańcy wioski na Podlasiu odnajdują zwłoki bez twarzy. Sprawą zajmuje się miejscowy glina, facet tuż przed emeryturą, pragnący jedynie dotrwać do niej bezboleśnie, brak tego bólu zapewniając sobie alkoholem. Oczywiście bardzo szybko zostaje odsunięty od śledztwa, którym mają się zająć odpowiednie służby. Policjant nie jest zainteresowany przeszkadzaniem wysoko postawionym ludziom, w trosce o swój własny los i ową emeryturę, ale jednak zadziera z nimi. Dzieje się tak również z powodu drugiego bohatera, którym jest sfrustrowany dziennikarz telewizyjny. Ten to, po kłótni ze swoim naczelnym (swoją drogą - wspaniały opis i naczelnego, i kłótni! Uśmiałam się na samo tylko wyobrażenie, kto mógł być tutaj inspiracją dla autora - byłego dziennikarza TVN ...) dostaje do zrealizowania reportaż o szeptuchach i tak oto zjawia się przypadkowo ze swoją ekipą i kamerami nad tym samym jeziorem, z którego właśnie wyłowiono zwłoki domniemanego szyfranta... Obaj panowie są więc mimowolnie włączeni w śledztwo i -wbrew prowadzącym je oficjalnie służbom - podejmują ryzyko próbując przyjrzeć się sprawie nieco bliżej ...
Autor lekkim piórem poprowadził opowieść o charakterze szpiegowsko-kryminalnym, zaciekawiając czytelnika kolejnymi wątkami. Umiejętnie zbudował atmosferę prawdziwego thrillera pokazaniem świata w którym służby nie przebierają w środkach, pozwalając czytelnikowi odkrywać coraz głębsze tajemnice obu bohaterów i jak się okazuje na sam koniec - wodząc go zupełnie za nos. Zakończenie było dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Brawo! 

Autor napisał jeszcze 2 powieści będące kontynuacją "Sejfu": "Obraz kontrolny" oraz "Sejf 3. Gniazdo kruka" a w roku 2016 "Zapach suszy" który z opisu zapowiada się jako początek nowej serii. Już sprawdziłam co z tego jest dostępne w mojej bibliotece dzielnicowej... :)

21/52 (jeszcze z 2016 roku)

sobota, 7 stycznia 2017

Tymczasem

Kilka tygodni temu, będąc w galerii handlowej, wpadłam na moment do sieciowej księgarni. Tyle ostatnio kupuję książek z drugiej ręki, że z ciekawości zajrzałam co tam teraz na półkach nowego. Mój wzrok przykuły nowości ładnie wyeksponowane w przejściu, pewnie ten regalik ma jakąś fachową nazwę w świecie marketingu. 
I właśnie o marketingowcach pomyślałam z pogardą patrząc na obwolutę powieści "Tymczasem" obwieszczającą całemu światu iluż to znanych ludzi poleca tę pozycję. Czy to kogoś zachęca do kupienia książki?? Wzięłam do ręki ... i natychmiast kupiłam. Sama się z tej sytuacji teraz śmieję.

Ale to nie nazwiska promujące książkę przekonały mnie do zakupu. Zachęcił mnie opis z zapowiedzi okładkowej, w którym odnalazłam część mojej własnej historii. To jest "opowieść o kobiecie (nie zawsze sukcesu)". Główna bohaterka, choć kompletnie ode mnie różna, ma jednak ze mną trochę wspólnego. Żeby zachować jakąś anonimowość nie będę opisywać jak dużo... 
Uważana jest za osobę, która odniosła zawodowy sukces, choć tylko ona wie, że to tylko pozory na które nabiera się nawet najbliższa rodzina. Wskutek pewnych niespodziewanych okoliczności, nie mając gdzie spędzić świąt, decyduje się na wyjazd ze "skąpanej w złudzeniach Warszawy do otulonego smogiem Krakowa" by skorzystać z mieszkania dawnego przyjaciela. Korzystając z okazji chce odwiedzić dawno nie wdzianego wuja, który wiele lat temu pomógł jej w podjęciu ważnych decyzji i zdobyciu wykształcenia. Ten wyjazd - to już wiem po przeczytaniu lektury - zmienia na zawsze życie bohaterki.

Ponieważ też jestem teraz na etapie pewnych decyzji życiowych, bardzo mi odpowiadała taka właśnie lektura, dość lekka a jednak dająca mi sporo do myślenia poprzez tę przypadkową zbieżność losów głównej bohaterki i moich. Nie jestem też w stanie obiektywnie ocenić tej książki. Mnie się bardzo spodobała!


20/52 (jeszcze z 2016 roku)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...