Zamiast rzucać się na kolejne nowości, może lepiej zacząć w końcu nadrabiać braki z klasyki? Najlepiej jeszcze wypożyczając je z biblioteki? I lektura ciekawsza, i taniej wyjdzie... Ot, takie przemyślenia po zakupie i lekturze kolejnej mocno reklamowanej super powieści.
Choć uczciwie trzeba przyznać, że lektura "Biegacza" autorstwa pana Piotra Bojarskiego nie była czasem straconym. Nie znając autora zakładam - wyłącznie po tym jak powieść jest napisana - że to debiut literacki. I jeśli tak jest, to za wiele rzeczy należy się autorowi uznanie.

Choćby za ciekawy pomysł i za postać głównego bohatera. Jest nim niejaki Bogdan Popiołek, niczym się nie wyróżniający, nieco ponad czterdziestoletni nauczyciel historii, który postanawia walczyć z nadwagą poprzez uprawianie joggingu. Pewnego dnia na odludnej ścieżce w czasie treningu spotyka innego biegacza. Wieczorem zaś oglądając w telewizyjnych wiadomościach newsa o morderstwie rozpoznaje jego zwłoki. Będąc ostatnią osobą, która widziała denata żywego, Popiołek czuje się w obowiązku dopomóc organom ścigania dzieląc się z nimi wszystkim, co zaobserwował feralnego dnia w lasku. Ponieważ policja nie jest specjalnie zainteresowana jego zeznaniami, główny bohater wkrótce rozpoczyna prywatne dochodzenie starając się wyjaśnić sprawę śmierci nieznajomego biegacza.
Fabuła intrygująca. Bardzo fajne podejście do czasu. Akcja nie rozgrywa się bowiem błyskawicznie, wręcz przeciwnie, mijają tygodnie i miesiące, bohater napotyka na przeszkody, jego śledztwu wiele razy zdarza się utknąć w martwym punkcie i, gdy zdaje się, że to już koniec przygód detektywa-amatora, jakiś przypadek pozwala zyskać nowe informacje pokazujące właściwy kierunek działania. Spodobał mi się taki sposób prowadzenia akcji. Bohater nie mając praktycznie żadnego "punktu zaczepienia" w prowadzonym śledztwie, uparcie chwyta się jednak drobnych i właściwie nic nie wnoszących śladów czy świadków. Każde kolejne spotkanie odkrywa przed nim nowy, czasami pozornie nic nie znaczący, aspekt historii, pozwalając na kolejne choćby tylko pół kroku do przodu w rozwiązywaniu zagadki kryminalnej. Wszystkie te powolutku zbierane informacje zaczynają w końcu układać się w jedną całość... Warto też docenić dobry i przekonujący temat oraz ciekawą konstrukcję: mamy tu bowiem zbrodnię, która powiązana jest z innym wydarzeniem z czasów PRL, tak wiec obie te historie zbudowane są na ciekawym tle najnowszej historii Polski. Za to brawa.
Reasumując jest to całkiem niezły materiał na naprawdę dobrą powieść, którą to "Biegacz" w mojej opinii niestety jeszcze nie jest.
Dlaczego nie?
Po pierwsze z powodów "warsztatowych". To powieść napisana stylem tak prostym i hm, niewyszukanym, że czasami to aż razi - jednak oczekiwałabym większego wysiłku po stronie autora. Oczywiście warto dodać, że autor oparł się modzie pisania powieści w czasie teraźniejszym, ale wpadł w inną pułapkę pozornie łatwego stylu: główny bohater jest jednocześnie narratorem. Ułatwia to pokazanie przeżyć czy rozterek wewnętrznych bohatera, ale z kolei ogołaca kryminalną historię z wszelkiego napięcia. Sceny zagrożenia życia bohatera czyta się lekko wiedząc że no cóż, skoro opisuje tę historię, to znaczy że jednak nic mu się nie stało... Minusem na pewno jest też stosunkowo łatwo przewidywalne rozwiązanie zagadki. Jeśli ja zgadłam - a czytam szybko i bez analizowania szczegółów - to naprawdę było zbyt proste.
Miałam też poczucie, że autor próbował upiec zbyt wiele pieczeni na jednym ogniu. Tak jakby nie mógł się zdecydować czy chce być autorem kryminału, reporterem czy felietonistą wyrażającym swój stosunek do obecnej władzy. Mamy więc zagadkę kryminalną kryjącą w sobie inną zagadkę, przypomnienie pewnych zdarzeń z historii jako tło powieści, mamy kronikę wydarzeń w Polsce i nawet Europie z roku 2016 (rok powstania powieści), do tego obraz współczesnej szkoły na przykładzie gimnazjum wraz z opisem planów reformy edukacji z perspektywy grona nauczycielskiego i do tego wszystkiego obraz kraju "dobrej zmiany" wraz z komentarzem narratora (autora?) do tejże. Uff. Za dużo i bez sensu - moim zdaniem. A gdyby tak powieść okazała się wyjątkowym sukcesem, to takie zagęszczenie kompletnie nieistotnych dla przedstawianej zagadki kryminalnej szczegółów polskiej rzeczywistości ubiegłego roku tak naprawdę uniemożliwiłaby sukces wydawniczy na jakimkolwiek rynku zagranicznym.
Z notki autora wynika, że powieść powstała w 10 miesięcy (luty-grudzień 2016). Pierwsza myśl: wow! A potem jednak trochę żal. Bo może można było popracować nad tym materiałem ciut dłużej i nie zmarnować tak fajnego pomysłu tak przeciętną powieścią...
12/52 (2017)
A, i świetna okładka.
Naprawdę. Od czasów "Siostry" Rosamund Lupton nie widziałam nic lepszego. Mam tylko wrażenie, że autor projektu okładki mógłby powiedzieć to samo ;)