
Ostatnia książka, jaką zdążyłam doczytać do końca w roku 2015, pomogła mi podjąć noworoczne postanowienie. Mam co prawda kilka takowych, już przezornie spisanych, żeby dało się do nich powrócić w ciągu kolejnych miesięcy i sprawdzać, na ile mi to wychodzi. To jedno konkretne postanowienie tyczy się oczywiście książek. Moje niezrealizowane w tym roku zamierzenie, aby czytać jedną książkę tygodniowo, zamierzam jak najbardziej kontynuować. W 2015 przeczytałam książek tylko 29, ale to i tak znacznie więcej, niż zdarzało mi się w latach poprzednich. Poza tym ... wciągnęło mnie pisanie tego bloga i nawet odkrywam radość z tego, że ktoś tu zagląda. Może za jakiś czas zaowocuje to nawet jakąś wymianą myśli? Przecież zaczęłam pisać o przeczytanych książkach w sytuacji braku pola do dyskusji na taki temat w najbliższym otoczeniu - ludzi którzy umawiają się na przeczytanie tej samej pozycji, by potem o niej dyskutować, znam tylko z amerykańskich filmów...
Postanowienie noworoczne jest więc takie, aby w Nowym Roku przeczytać 52 książki i aby były to głównie dobre książki. Dobre czyli takie, które się czyta w więcej niż jedno popołudnie, które coś wnoszą w życie czytelnika, które zmuszają do myślenia nawet po zakończonej już lekturze, które się wspomina, o których chciałoby się dyskutować, albo przynajmniej komuś opowiedzieć.
A o przeczytanej właśnie książeczce "Zamieć śnieżna i woń migdałów" nie będę się rozpisywać. Słaba nowela. Pomysł niezbyt oryginalny, choć pewna znajoma pisarka powiedziała mi kiedyś, że pisanie polega na tym, że się bierze średni pomysł i dopracowuje. Może tego dopracowania pani Lackberg zabrakło? Może to po prostu jedna z jej pierwszych prób literackich? Może przekonałabym się do jej twórczości, gdybym sięgnęła po coś nowszego? Może za jakiś czas sprawdzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz