Chciałbyś aby jakiś cudny mruczek spał na Twoich książkach? Album zawierający kocich kandydatów zainteresowanych taką propozycją możesz obejrzeć TUTAJ.
Kontakt w sprawie adopcji: zwierzakizminska@gmail.comniedziela, 18 czerwca 2017
Książki - nie, koty - tak!
Sobotni wieczór. Dylemat co sobie poczytam przed snem rozwiązał się sam ;)
sobota, 17 czerwca 2017
Wierność w stereo
Od czasu gdy przeczytałam powieść autorstwa pana Nicka Hornby'ego "Długa droga w dół", która bardzo mi się podobała, planowałam sięgnąć po inną pozycję tego autora. Tak oto w moich rękach znalazła się "Wierność w stereo".
Ta lektura wywoływała we mnie naprawdę różne odczucia. Pierwsze wrażenie - zachwyt! Początek wyśmienity. Rzadko zdarza mi się czytać coś, co wciąga od pierwszego zdania. A pan Hornby swoją opowieść zaczyna genialnie - bo tak:
"Na mojej liście pięciu najbardziej godnych zapamiętania rozstań wszech czasów (z dziewczynami, które chętnie zabrałbym na bezludną wyspę) znajdują się w porządku chronologicznym:
1) Alison Ashworth
2) Penny Hardwick
3) Jackie Allen
4) Charlie Nicholson
5) Sarah Kendrew.
Rozstania z nimi naprawdę bolały. Lauro, czy widzisz wśród nich swoje imię?"
No i jeśli przeczytamy coś takiego - czy nie chce się od razu poznać całej historii związku i rozstania głównego bohatera z ową Laurą?
Kolejne strony pochłaniałam z zapałem, który jednak dość szybko gasł. Głównie za sprawą bohatera i jego otoczenia. Bohaterem jest trzydziestokilkuletni Rob Fleming, niespełniony DJ, właściciel upadającego sklepiku z płytami, w którym pracują także dwaj jego najbliżsi kumple. Cała trójka zakochana w muzyce, żyjąca muzyką na co dzień, wspominająca przeszłość w powiązaniu z towarzyszącą jej muzyką, oceniająca innych na podstawie tego jakiej muzyki słuchają...
Kolejne strony pochłaniałam z zapałem, który jednak dość szybko gasł. Głównie za sprawą bohatera i jego otoczenia. Bohaterem jest trzydziestokilkuletni Rob Fleming, niespełniony DJ, właściciel upadającego sklepiku z płytami, w którym pracują także dwaj jego najbliżsi kumple. Cała trójka zakochana w muzyce, żyjąca muzyką na co dzień, wspominająca przeszłość w powiązaniu z towarzyszącą jej muzyką, oceniająca innych na podstawie tego jakiej muzyki słuchają...
Czytając to, po tylu latach od powstania powieści, miałam wrażenie jakby opisywany przez autora świat się zestarzał. Sklepy z płytami pewnie nie są już typowym elementem krajobrazu, raczej enklawą dla audiofilów. Osobiście nie widziałam na ulicy żadnego (myślę tu o prawdziwych płytach, nie o CD). Wrażenie to potęgowała ilość piosenek/autorów/wykonawców które narrator wspomina i opisuje, a które mnie - czytelnikowi z innego kraju trzymającemu tę książkę w ręku ponad 20 lat po jej napisaniu - w sporej części kompletnie nic nie mówią i nie wnoszą żadnej dodatkowej treści.
Niesamowicie denerwował mnie też główny bohater, w którym szybko odkryłam klasycznego Piotrusia Pana. I choć niektóre jego obserwacje okazały się ciekawe (na zasadzie: "o! to faceci też tak mają?"), to jednak przez większość lektury towarzyszyło mi poczucie irytacji naprzemiennie ze znudzeniem. Choć przyznaję, że powieść napisana jest całkiem nieźle, autor nie szczędzi czasu na ciekawe opisy i budowanie wielowymiarowych postaci pobocznych, wplata interesujące wątki, które urozmaicają fabułę przy okazji rysując bardziej szczegółowy obraz Roba, kim jest, czym się kieruje w życiu. Moim ulubionym "dodatkiem" tego typu jest historia zbioru płyt pewnego niewiernego męża - cudowny wątek.
Jeśli oceniam tę powieść pozytywnie, to tylko dlatego, że dotrwałam do jej końca - mimo tego jak bardzo miałam czasami dość głównego bohatera. Dopiero zamykając okładkę po skończonej lekturze można stwierdzić, że ta powieść nie jest dziełem przypadku, że wszystko co się w niej dzieje i przydarza bohaterowi jest starannie przemyślane. Że jest w niej jakiś sens. Że dzięki niej możemy zobaczyć coś ważnego - że dorastanie jest możliwe, podejmowanie decyzji jest możliwe. Zmiany są możliwe.
Dobra książka.
13/52 (2017)
niedziela, 11 czerwca 2017
Biegacz
Zamiast rzucać się na kolejne nowości, może lepiej zacząć w końcu nadrabiać braki z klasyki? Najlepiej jeszcze wypożyczając je z biblioteki? I lektura ciekawsza, i taniej wyjdzie... Ot, takie przemyślenia po zakupie i lekturze kolejnej mocno reklamowanej super powieści.
Choć uczciwie trzeba przyznać, że lektura "Biegacza" autorstwa pana Piotra Bojarskiego nie była czasem straconym. Nie znając autora zakładam - wyłącznie po tym jak powieść jest napisana - że to debiut literacki. I jeśli tak jest, to za wiele rzeczy należy się autorowi uznanie.
Choćby za ciekawy pomysł i za postać głównego bohatera. Jest nim niejaki Bogdan Popiołek, niczym się nie wyróżniający, nieco ponad czterdziestoletni nauczyciel historii, który postanawia walczyć z nadwagą poprzez uprawianie joggingu. Pewnego dnia na odludnej ścieżce w czasie treningu spotyka innego biegacza. Wieczorem zaś oglądając w telewizyjnych wiadomościach newsa o morderstwie rozpoznaje jego zwłoki. Będąc ostatnią osobą, która widziała denata żywego, Popiołek czuje się w obowiązku dopomóc organom ścigania dzieląc się z nimi wszystkim, co zaobserwował feralnego dnia w lasku. Ponieważ policja nie jest specjalnie zainteresowana jego zeznaniami, główny bohater wkrótce rozpoczyna prywatne dochodzenie starając się wyjaśnić sprawę śmierci nieznajomego biegacza.
Fabuła intrygująca. Bardzo fajne podejście do czasu. Akcja nie rozgrywa się bowiem błyskawicznie, wręcz przeciwnie, mijają tygodnie i miesiące, bohater napotyka na przeszkody, jego śledztwu wiele razy zdarza się utknąć w martwym punkcie i, gdy zdaje się, że to już koniec przygód detektywa-amatora, jakiś przypadek pozwala zyskać nowe informacje pokazujące właściwy kierunek działania. Spodobał mi się taki sposób prowadzenia akcji. Bohater nie mając praktycznie żadnego "punktu zaczepienia" w prowadzonym śledztwie, uparcie chwyta się jednak drobnych i właściwie nic nie wnoszących śladów czy świadków. Każde kolejne spotkanie odkrywa przed nim nowy, czasami pozornie nic nie znaczący, aspekt historii, pozwalając na kolejne choćby tylko pół kroku do przodu w rozwiązywaniu zagadki kryminalnej. Wszystkie te powolutku zbierane informacje zaczynają w końcu układać się w jedną całość... Warto też docenić dobry i przekonujący temat oraz ciekawą konstrukcję: mamy tu bowiem zbrodnię, która powiązana jest z innym wydarzeniem z czasów PRL, tak wiec obie te historie zbudowane są na ciekawym tle najnowszej historii Polski. Za to brawa.
Reasumując jest to całkiem niezły materiał na naprawdę dobrą powieść, którą to "Biegacz" w mojej opinii niestety jeszcze nie jest.
Dlaczego nie?
Po pierwsze z powodów "warsztatowych". To powieść napisana stylem tak prostym i hm, niewyszukanym, że czasami to aż razi - jednak oczekiwałabym większego wysiłku po stronie autora. Oczywiście warto dodać, że autor oparł się modzie pisania powieści w czasie teraźniejszym, ale wpadł w inną pułapkę pozornie łatwego stylu: główny bohater jest jednocześnie narratorem. Ułatwia to pokazanie przeżyć czy rozterek wewnętrznych bohatera, ale z kolei ogołaca kryminalną historię z wszelkiego napięcia. Sceny zagrożenia życia bohatera czyta się lekko wiedząc że no cóż, skoro opisuje tę historię, to znaczy że jednak nic mu się nie stało... Minusem na pewno jest też stosunkowo łatwo przewidywalne rozwiązanie zagadki. Jeśli ja zgadłam - a czytam szybko i bez analizowania szczegółów - to naprawdę było zbyt proste.
Miałam też poczucie, że autor próbował upiec zbyt wiele pieczeni na jednym ogniu. Tak jakby nie mógł się zdecydować czy chce być autorem kryminału, reporterem czy felietonistą wyrażającym swój stosunek do obecnej władzy. Mamy więc zagadkę kryminalną kryjącą w sobie inną zagadkę, przypomnienie pewnych zdarzeń z historii jako tło powieści, mamy kronikę wydarzeń w Polsce i nawet Europie z roku 2016 (rok powstania powieści), do tego obraz współczesnej szkoły na przykładzie gimnazjum wraz z opisem planów reformy edukacji z perspektywy grona nauczycielskiego i do tego wszystkiego obraz kraju "dobrej zmiany" wraz z komentarzem narratora (autora?) do tejże. Uff. Za dużo i bez sensu - moim zdaniem. A gdyby tak powieść okazała się wyjątkowym sukcesem, to takie zagęszczenie kompletnie nieistotnych dla przedstawianej zagadki kryminalnej szczegółów polskiej rzeczywistości ubiegłego roku tak naprawdę uniemożliwiłaby sukces wydawniczy na jakimkolwiek rynku zagranicznym.
Z notki autora wynika, że powieść powstała w 10 miesięcy (luty-grudzień 2016). Pierwsza myśl: wow! A potem jednak trochę żal. Bo może można było popracować nad tym materiałem ciut dłużej i nie zmarnować tak fajnego pomysłu tak przeciętną powieścią...
12/52 (2017)
A, i świetna okładka.
Naprawdę. Od czasów "Siostry" Rosamund Lupton nie widziałam nic lepszego. Mam tylko wrażenie, że autor projektu okładki mógłby powiedzieć to samo ;)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)



