sobota, 24 marca 2018

Kto zabrał mój ser?

Ta książka to mój sukces. Pierwszy tego roku. 
Znowu w sobotę nie chciało mi się sprzątać. Znowu pomyślałam - ech, jakiś audiobook by to sprzątanie umilił. No i kupiłam. Ale zamiast kolejnego kryminału pani Link (lub innych autorów, już nie tak dobrych) kupiłam książkę, która miała mnie zainspirować do rozwoju. I to jest właśnie ten sukces - nie pójście na typową łatwiznę w wyborze lektury.

Nikt, kto pracuje na co dzień w biznesie, nie mógł nie słyszeć o Bojku, Zastałku oraz Nosie i Pędziwiatrze. Słyszałam i ja. Tym bardziej byłam ciekawa tej alegorycznej opowieści o tym, jak podchodzimy do zmiany. Typowe dla Zastałka oczekiwanie na to, że ktoś nam odda to nam zniknęło z życia zawsze mnie śmieszyło. Jak można być tak naiwnym, jak można być tak nieelastycznym i roszczeniowym? Jak można się nie spodziewać zmiany? Jak można ją negować?
Oczekiwania wobec lektury miałam więc ogromne i szczerze - rozczarowałam się. 

To co wiedziałam o książce okazało się niemal całą jej zawartością. Oczywiście, warto to przeczytać osobiście, ale niewiele więcej z tego wyniosłam. Do tego rozczarowanie formą. Można książki biznesowe pisać naprawdę dobrze. Czytałam takie - choćby "Pięć dysfunkcji pracy zespołowej". Da się. "Kto zabrał mój ser?" wydaje się być powiastką spisaną naprędce, autor miał doskonały pomysł, zapisał ale zdecydowanie nie dopracował. No i jest to króciutka lektura - w trakcie trwania nagarnia ledwo co zdążyłam kuchnię wysprzątać ;)

Czy odradzam? Nie. Proszę się tylko nie nastawiać na wspaniałą ucztę czytelniczą, bo to nie ten gatunek. Ale książka daje do myślenia. Mój ulubiony fragment to pytanie, które pozwala spojrzeć na własne plany i pragnienia z nieco innej perspektywy: 

- Co byś zrobił gdybyś się nie bał?

Codziennie się o to samą siebie pytam.

01/52 (2018)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...