niedziela, 29 maja 2016

Dom nad rozlewiskiem (11/52)

Bardzo chciałam przeczytać tę książkę, bo ...zaciekawił mnie serial. Nie, nie oglądałam ani jednego odcinka, ale za to kilkakrotnie zdarzyło mi się spotkać ekipę filmową w jednym z hoteli na Mazurach, gdzie często bywałam wtedy w delegacjach.
Wcześniej wyobrażałam sobie, że świat filmowców to przede wszystkim świat niezorganizowanej i wiecznie imprezującej bohemy. No cóż. Kiedy ledwo żywa zwlekałam się o 7:20 rano do hotelowej restauracji, aktorzy kończyli już śniadanie, a zapracowani oświetleniowcy energicznie krzątali się wokół hotelu... Byłam nimi autentycznie zafascynowana.

Książkę więc nabyłam przy pierwszej okazji, odłożyłam na stosik do przeczytania ... i dopiero teraz w czasie przeprowadzki po nią sięgnęłam. Głównie dlatego, że była jedyną nie przeczytaną książką, którą udało mi się wydobyć z pudeł w pierwszym dniu po przeprowadzce. Rozpakowywanie pudeł to jednak był kilkudniowy proces, a po upływie tych kilku dni byłam już po lekturze.

Narratorką i główną bohaterką jest Małgorzata, kobieta w średnim wieku, która nieoczekiwanie traci ukochaną pracę w agencji reklamowej. Po nieudanych próbach znalezienia nowej takiej samej pracy, za namową teściowej Małgorzata postanawia dać sobie czas na uporządkowanie własnego życia. Zaczyna od odnowienia kontaktu z matką, która zostawiła ją i ojca we wczesnym dzieciństwie bohaterki. Tym oto sposobem specjalistka od public relations, przyzwyczajona do szybkiego tempa życia w stolicy, wyjeżdża do małej mazurskiej wioski, gdzie nie tylko odbudowuje relacje z matką, ale też znajduje swoje miejsce i nową aktywność zawodową.
Właściwie jedyne co mi się podobało w tej książce, to lokalizacja akcji, opisy krajobrazów i prostego życia na wsi. Kilka retrospektywnych historii "z życia krewnych czy sąsiadów" zapadło w pamięć - ładne, ujmujące, obrazki z dawnego świata. "Ginący świat" jak podsumowuje to sama autorka. Niewykluczone też, że wypróbuję któryś z zawartych w książce przepisów. No i ... zachciało mi się narobić mnóstwo przetworów na zimę!

Poza tym jednak lektura była rozczarowująca. Nie znam historii powstania, nie zdziwiłabym się gdyby to były rzeczywiste wspomnienia autorki, osobno napisane fragmenty zlepione potem w całość - co wyjaśniałoby brak jakiejś sensownie skonstruowanej fabuły, nieustanne skoki z czasu teraźniejszego do przeszłego dające poczucie ogólnego zamętu. Nie wspominając o błędach gramatycznych czy stylistycznych. Zazwyczaj czytam szybko i nie przywiązuję wagi do takich szczegółów, to pierwsza powieść gdzie aż zerknęłam na okładkę - czy była tu w ogóle jakaś korekta?
Nie przekonują mnie też postaci ani ich wybory. No, może poza postacią Janusza, która została ciekawie rozwinięta. Poza tym - banał, chaos. I te wiedźmy, odczyniania oraz drażniące mądrości życiowe wypowiedziane ustami niektórych bohaterów... Nie rozumiem sukcesu tej powieści. A może to był tylko sukces ekranizacji?

niedziela, 8 maja 2016

Scenariusz mordercy (10/52)

Ostatnio wpadłam na moment do miejscowej biblioteki, żeby oddać przeczytane książki. Wychodząc zgarnęłam kilka nowych, zgodnie z moim najczęstszym kryterium wyboru - to co akurat leży na stoliku pani bibliotekarki. 
Nie zaczęłam lektury od najbardziej ambitnej pozycji. Tytuł "Scenariusz mordercy" wskazuje, że znowu wybrałam intelektualne lenistwo, a jeśli dodać do tego, że książka jest w ramach serii NYPD RED - to wszystko jest jasne: dynamiczna opowieść o policjantach i złodziejach...


Jestem pewna, że ekranizacja bardzo by mi się podobała. Byłam wierną fanką serialu o pracy nowojorskiej policji "Nowojorscy gliniarze" (w oryginale "NYPD Blue") i moim zdaniem żaden z późniejszych seriali - bardziej modnych, bardziej rozreklamowanych, bardziej efektownych - nie dorównał tej produkcji.
Z przyjemnością więc przeniosłam się na kilka godzin na ulice NY, aby śledzić losy bohaterów z elitarnego wydziału policji nazywanego RED - z jednej strony, a z drugiej - mordercy realizującego szalony plan zabijania ludzi show-biznesu. Mimo lekkiego gatunku autorzy przygotowali zgrabną fabułę, a pomysł na scenariusz który morderca realizuje krok po kroku był naprawdę zaskakujący, podobnie zresztą jak sama postać.
Oczywiście, policjanci byli dzielni i poradzili sobie nawet w takich sytuacjach, które były dla nich nowym doświadczeniem, świat show-biznesu został uratowany, ordery wręczone, zdjęcia bohaterów opublikowane na pierwszych stronach gazet.

Pewnie nie będę sięgać po kolejne pozycje z tej serii, ale za to ten stary serial - oj, obejrzałabym jeszcze raz...

środa, 4 maja 2016

M jak merde! (9/52)


Merde! Tak mogłabym podsumować pierwszych kilkadziesiąt stron przegryzania się przez tę lekturę... Potem intryga wciągnęła mnie już na tyle, że dość szybko książkę doczytałam do samego końca. Gdzieś po drodze zaczęłam się zastanawiać, czy to co mnie w niej tak drażniło, nie było czasem zręczną grą autora, który po prostu dobrze się bawił pisząc swoją bodajże czwartą książkę z serii przygód Anglika mieszkającego we Francji.
Trochę czasu spędziłam we Francji, jeszcze więcej spędziłam pracując z przedstawicielami tego kraju, tak więc niektóre komentarze o francuskiej rzeczywistości, jak również zgryźliwy momentami język autora rzeczywiście mnie bawiły. Nużące były jednak nieustanne nawiązania do bogatego życia seksualnego narratora oraz Francuzów w ogóle. Nużące było czytanie opisów zachwytu nad urokami ciała spotykanych przez narratora pań, ale prawdziwie "wymiękłam" przy opisie wspaniałych pośladków komandosa, które podziwiał główny bohater śledząc owego żołnierza ... Drażniły mnie też dyskretne lub ostentacyjne nawiązania do motywów znanych z filmów o agencie 007. O ile "M" jako imię dziewczyny głównego bohatera jeszcze nie naprowadziło mnie na ten trop, o tyle późniejsza mocno naciągana pseudo-szpiegowska intryga, kolejna seksowna bohaterka wynurzająca się z wody niczym Ursula Anders już nie pozwoliły na żadne złudzenia co do inspiracji autora.
Czy odradzam? Kluczem jest chyba jednak to, czego czytelnik szuka w takiej lekturze. Jeśli naprawdę szybkiej i niewymagającej lektury - to nie wykluczam, że może być całkiem zadowolony po przeczytaniu "M jak merde!". 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...