sobota, 16 stycznia 2016

Alkoholiczka (2/52)

"Układam włosy i bach, znika pół szklaneczki. Zawsze muszę się z nimi naszarpać, więc nie żałuję sobie nagrody. Nakładam make-up, kolejny łyk. Puder, róż, pociągam haust. Ostre jak ślad po cięciu brzytwą czarne kreski na powiekach - wymagają sporo uwagi i co najmniej dwóch łyków, po jednym na każdą powiekę. Tuż przed rzęsami muszę dorobić drinka. Potem jeszcze czerwień na wargi i gotowa ja mogę ruszyć na podbój świata."

Przypadkowo sięgnęłam po tę książkę, przeczytałam na początku powyższych kilka zdań i już wiedziałam, że chcę ją mieć i doczytać do końca.
Taki banalny opis. Ot, kobieta szykująca się do wyjścia do klubu. Zdarzyło ci się to kiedyś? No jasne. Z małym domowym"biforkiem"? No a jakże!

Książka przerosła moje oczekiwania. Nie była tak łatwą lekturą jak mogłam sądzić po tych kilku pierwszych zdaniach, ale była lekturą fascynującą. Bezkompromisowa szczerość, porażający opis nie tyle samego okresu picia, co długiego okresu trzeźwienia. Najpierw zwykłej abstynencji, potem szukania swojej drogi, poszukiwań duchowych. Przemiany - długiego, bolesnego procesu pogłębiania samoświadomości, widzenia rzeczy takimi jakie naprawdę są, odzyskiwania poczucia godności, wpływu na swoje życie, konfrontowania się z problemami, noszonym głęboko poczuciem wstydu, uczenia się dbania o siebie, nowych postaw życiowych, życia tu i teraz zamiast powierzchownego trwania w oczekiwaniu na to jakieś wielkie wydarzenie, które nagle wszystko odmieni.
Byłam i nadal jestem porażona procesem trzeźwienia, jego długotrwałością i trudnością, i tym jak autorka sobie z tym poradziła. Tym jak odważnie o tym pisze, jak otwarcie pokazuje, że alkohol nigdy nie był problemem, był raczej nieudolnym sposobem radzenia sobie z problemami, a dopiero po jego odstawieniu można było zacząć te problemy dostrzegać, nazywać i mierzyć się z nimi. Nie byłam świadoma jak trudne to jest, jak długiego czasu wymaga odnalezienie tej właściwej dla siebie drogi.

Zaskoczyło mnie jak wiele dla siebie w tej książce znalazłam. Zobaczyłam w skali makro to, co bywa i moim doświadczeniem. Czyż nie zdarza mi się odkładać jakichś nieprzyjemnych spraw na nieco później? Sięgać po lampkę wina na odstresowanie po ciężkim dniu? Czy nie czekam na tę wielką miłość, która pojawi się i zmieni wszystko? "Czekanie jest stanem umysłu" - pisze autorka i nagle dociera do mnie waga tego odkrycia.

Bardzo dobra książka. Jedna ze znanych polskich psychoterapeutek pani Ewa Woydyłło stwierdziła: "zachwyciło mnie w tej książce każde słowo, każde zdanie". Mogę się pod tym podpisać.

niedziela, 10 stycznia 2016

Plany, plany...

Zauważyłam, że kilkoro z blogerów, do których z przyjemnością zaglądam, napisało deklaracje swoich planów czytelniczych - czy tych wymyślonych całkowicie niezależnie, czy tych będących udziałem w "wyzwaniu czytelniczym" wymyślonym przez kogoś innego. 
Pozazdrościłam pomysłu i też zdecydowałam się spisać to, co sobie postanowiłam na najbliższy czas.

Cel jest jeden:
Przeczytać 52 książki. Dobre książki.

Ale spośród tych książek:
- 26 (czyli połowa) będzie pochodziło z dotychczas zgromadzonych na moim regale zapasów książek nietkniętych lub ledwo zaczętych,
- 6 będzie w języku angielskim (tu postanowiłam wykorzystać moje w ogóle nie używane konto na goodreads żeby sobie monitorować postęp),
- 24 książki będą wynikiem wskazań czytelniczych w ramach dwóch Dyskusyjnych Klubów Książki, na spotkania których zamierzam uczęszczać.

Cóż, nie trzeba być genialnym matematykiem aby zauważyć, że 26+6+24 daje nieco więcej niż 52.
Czeka mnie ciekawy rok ;)


niedziela, 3 stycznia 2016

Mówisz i masz

Tak mogę chyba podsumować początek nowego roku - cóż, byłoby miło gdyby tak się toczył przez kolejnych 363 dni... 

A chodzi mi o dyskusyjny klub książkowy. Możliwość spotkania w realu z ludźmi lubiącymi książki i czytania umówionych lektur po to, by się potem dzielić wrażeniami, była moim niespełnionym marzeniem od dłuższego czasu. A dokładniej odkąd zobaczyłam taką grupkę miłośników twórczości Jane Austin w zabawnym filmie "Rozważni i romantyczni". Jakiś czas temu szukałam podobnych aktywności w necie, w bibliotece publicznej, potem zaczęłam własne wrażenia spisywać na blogu. 

I oto nagle dzisiaj odkryłam coś takiego jak zaproszenie na Dyskusyjny Klub Książki widniejące na stronie www biblioteki w mojej dzielnicy. Hurra! Pierwsze spotkanie jeszcze w styczniu. Wskazanej lektury już się wypożyczyć nie da, sprytniutko więc zajrzałam na stronę biblioteki publicznej w dzielnicy, w której mieszkałam poprzednio. Niespodzianka podwójna - książka dostępna, a poza tym ... ta dzielnica też ma swoje wydarzenie w postaci DKK. Na szczęście wybór książek się nie pokrywa, więc mając karty biblioteczne w dwóch dzielnicach mam nadzieję uczestniczyć w obu DKK bez konieczności kupowania ciągle nowych książek.

Pewnie takie spotkania biblioteczne nie będą tym samym, co kameralne grono zaprzyjaźnionych osób, ale ... kto wie? Może będzie lepiej? "Książkowo" ten rok zaczyna się naprawdę ciekawie :)


sobota, 2 stycznia 2016

Zeznanie (1/52)

Nie spodziewałam się, że nowy czytelniczy rok rozpocznę od przeczytania kolejnego thrillera i że znowu będzie to powieść Johna Grishama. Zwłaszcza po tych wszystkich słowach, które tu napisałam o rozczarowaniu książkami z tego nurtu oraz o pragnieniu czytania dobrej (czyt. lepszej) literatury.
No i czytam taką właśnie dobrą książkę, ale ponieważ nie da się jej czytać od deski do deski, to symultanicznie czytam sobie jeszcze kilka innych - w końcu tuż przed Nowym Rokiem przywlokłam z biblioteki cały stosik. 

Ponieważ Grishama znałam do tej pory głównie z filmowych adaptacji (takich jak "Czas zabijania" czy "Raport Pelikana"), szukałam na bibliotecznych półkach jakiejś powieści, której ekranizację już oglądałam. Z ciekawości sprawdzenia, czy to co mi się tak podobało było zasługą autora powieści, czy też to jednak filmowcy na bazie przeciętnego materiału zrobili majstersztyk. Niestety, znanych mi tytułów nie było, więc wzięłam to, co było - czyli "Młodego prawnika", który okazał się lekturą dla nastolatków oraz właśnie "Zeznanie".

Powieść napisana jest - jak na thriller - dość przewrotnie. Od początku wiadomo kto zabił i od początku wiadomo, że w celi śmierci czeka na wykonanie wyroku niewinny człowiek. Młody chłopak, którego plany życiowe pokrzyżował nieudolny system: policjant wymuszający zeznanie, prokurator bazujący na fałszywych świadkach, sędzia przychylna prokuratorowi, który okazuje się być jej kochankiem. Jeśli dodać do tego fakt, że akcja dzieje się na amerykańskim południu, uwięziony chłopak jest czarny, ofiara była młodą białą dziewczyną, zaś ława przysięgłych składa się wyłącznie z białych, zyskujemy dodatkowy klimat niesprawiedliwości i napięć na tle rasowym. Kilka dni przed wykonaniem wyroku ujawnia się prawdziwy morderca, perspektywa bliskiej śmierci na raka sprawia, że chce on publicznie się przyznać i w ten sposób ocalić niewinnie skazanego. Powieść jest więc zapisem walki z czasem oraz skomplikowanym systemem wymiaru sprawiedliwości, reprezentowanym przez ludzi, których doraźne interesy własne niekoniecznie skłaniają do chętnego przyznania się do błędu, popełnionego zresztą na wielu etapach apelacyjnych. 

Po przeczytaniu takiej powieści jestem w stanie zrozumieć, dlaczego autor sprzedaje miliony egzemplarzy. Powiedzieć, że to zręcznie napisany thriller, to trochę za mało. Dynamiczna akcja, wyraziste postaci, napięcie i zaskakujące zwroty niemal aż do ostatniej strony - świetne, naprawdę od bardzo dawna nie zdarzyło mi się zarwać nocy tylko po, by doczytać książkę. Oczywiście, jako czytelnik z innej rzeczywistości geograficznej, politycznej, społecznej jakim jestem, miałam kilka sytuacji kompletnego zdziwienia - można się naprawdę pogubić w jurysdykcjach stanowych i federalnych, można nie rozumieć różnic między taką ilością kościołów protestanckich, jakich członkami są poszczególni bohaterowie oraz różnic między tymi wyznaniami. Z perspektywy nauczania kościoła rzymsko-katolickiego, który jest mi bliski, pewne sformułowania w ustach pastora wywołały zdumienie. Można się po zakończonej lekturze zastanawiać nad rzeczywistymi motywami ujawniającego się po latach mordercy i wiarygodnością tego w kontekście całej, znanej już fabuły. Ale nawet mnie, momentami sceptyczną czytelniczkę, pochłonął klimat teskańskiego miasteczka, historii niesprawiedliwości i walki o oczyszczenie dobrego imienia skazanego chłopaka. Fajna powieść.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...