niedziela, 19 sierpnia 2018

Wilki

To jedna z lepszych książek, jakie ostatnio trafiły w moje ręce. Świetnie napisany i równie dobrze przeczytany audiobook.

Myślę, że ta książka podobała mi się tak bardzo również dlatego, że autor - swoim życiem - spełnia w jakimś stopniu moje marzenia. Mieszkać w domu a nie w bloku. Być na co dzień blisko natury ale nie tracić kontaktu z wielkomiejską rzeczywistością. Robić to co się naprawdę lubi ale pozostawać na gwarantującym stabilizację etacie w wielkiej firmie. Brzmi dobrze, no tylko jak to zrobić? Ech. 

Z podszytym zazdrością zachwytem śledziłam więc opisaną w książce "Wilki" opowieść jak to się wszystko w życiu autora zaczęło. Jak warszawiak opuścił stolicę by zamieszkać blisko puszczy białowieskiej i skąd się tam wzięła jego żona o hiszpańskich korzeniach? Jaki genialny talent posiadała ich suczka Antonia i dlaczego jej opiekunowie utrzymywali go w ścisłej tajemnicy? Jakie były losy najsłynniejszego ponoć wilka (oswojonego, o ile da się naprawdę oswoić wilka) Kazana? Jakie inne wilki autor spotkał, obserwował i opisał? Do tego niezłe historyczne wprowadzenie - jak to się stało, że się boimy wilków? Czy zawsze tak było? Dlaczego i gdzie ludzie wilki zabijali?

Bardzo, bardzo ciekawa opowieść. Mocno przybliżająca też zrozumienie jak wilki żyją, jak się zajmują młodymi, jak polują, dlaczego czasem zjadają zwierzęta hodowlane i dlaczego odstrzał wilków nie jest w takiej sytuacji żadnym rozwiązaniem, bo osłabiona wataha może być jeszcze bardziej skłonna do zjadania krów czy owiec... Wiele się dowiedziałam. Także takich rzeczy, których wolałabym nie wiedzieć. Przez opisywanych chyba ze dwadzieścia lat pobytu i pracy autora w pobliżu puszczy, spędzonych na obserwacji leśnej zwierzyny, nie można było przecież nie zetknąć się z ludzką podłością, bezdenną głupotą czy niewyobrażalnym okrucieństwem. Kłusownicy, łamiący prawo myśliwi, przymykający na to oczy leśnicy, leniwi urzędnicy. Niektóre opisy są naprawdę trudne do zniesienia, i słuchając ich, kilka razy rzucałam obelgami z bezsilnej złości, która była też doświadczeniem samego autora. 

Ten audiobook skończył się za szybko. Natychmiast postanowiłam kupić książkę w wydaniu papierowym, by przeczytać jeszcze raz i pooglądać zdjęcia opisywanych miejsc i zwierząt. By mieć jeszcze przez chwilę kontakt z tym niedostępnym dla mnie inaczej światem, z którym wcale nie mam ochoty się rozstawać.


12/52 (2018)



PS. Skąd u mnie takie nagłe zainteresowanie tematyką wilków? Zawdzięczam to panu Marcinowi Kostrzyńskiemu, którego filmiki śledzę od jakiegoś czasu na fejsbuku i youtube, i bardzo je polecam.
Autor, były myśliwy który zamienił strzelbę na kamerę, realizuje świetne materiały z życia dzikich zwierząt, popularyzując wiedzę i walcząc także z mitami na temat wilków. Wiele z przygotowanych materiałów adresowanych jest do dzieci.
Pan Marcin zasłynął uratowaniem dwóch wilków, potrąconych przez samochód. Oba przeżyły i po rekonwalescencji wróciły na wolność. 



https://www.facebook.com/marcin.kostrzynski
https://www.youtube.com/channel/UCmp1HXF8DdHXDMtg3M_cncg/videos


Dygot

Niesamowita powieść. Naprawdę. Różne przypadkowe rzeczy ostatnio czytam, a Dygot jest czymś wyjątkowym na tym tle. Przemyślane. Zgrabne. Wstrętne. I piękne.

Uderza jakaś świeżość, inna jakość. To jest zupełnie inne pisarstwo niż to, do czego przyzwyczaiły mnie moje dotychczasowe wybory czytelnicze.

Historia dwóch rodzin, a właściwie dwie historie, które zaczynają się przeplatać. Autor nie szczędzi wysiłku by swoich bohaterów a potem ich potomków, dokładnie opisać i zaciekawić czytelnika ich losami. Lekka narracja choć dotyka naprawdę trudnych czasów i sytuacji. Fabuła zatacza długie koło. 

I ten tytułowy Dygot. Czym jest? Chyba ... po prostu życiem? Rzeczywistością każdego z nas. Takie mam odczucia po tej lekturze.

Lekturze, której naprawdę nie można przegapić. 


No i okładka. Rewelacyjna, podobnie zresztą jak tytuł.
Fajnie jest czasem trafić na dobrą książkę napisaną przez kogoś naprawdę utalentowanego. Jestem bardzo ciekawa innych powieści tego autora.


11/52 (2018)

Sprawa Niny S.

Od długiego już czasu ciekawiło mnie nazwisko pani Nurowskiej. Wiele razy o jej książkach słyszałam i to raczej pozytywne opinie, ale jakoś nigdy żadna nie trafiła w moje ręce. Tak więc gdy jakiś czas temu na marketowej wyprzedaży znalazłam "Sprawę Niny S.", kupiłam i przeczytałam natychmiast, by nadrobić braki i wyrobić sobie własne zdanie.

"Sprawa Niny S." to historia zabójstwa i policjanta, który próbuje je wyjaśnić. Czy zabiła tytułowa Nina? Dlaczego miałaby to zrobić? W miarę jak poznajemy jej skomplikowaną historię życia, zaczynamy rozumieć coraz więcej. Tak jak i komisarz, który ostatecznie tę sprawę musi rozwiązać i doprowadzić do końca. I zrobi to, w dość niecodzienny zresztą sposób.

Nie jest to jakaś wybitna powieść, nie jest też zbyt długa, to drugie osobiście uważam za jej atut - wolę krótsze i bardziej konkretne fabuły od rozwlekłych tomiszczy, których autorzy chyba sądzili, że będą mieć stawkę płaconą od ilości napisanych stron. Pani Nurowska unika tej dziwnej ale wciąż panującej wśród autorów kryminałów mody. Na pewno widać też zupełnie inny warsztat pisarski. Często zdarza mi się czytać debiutanckie powieści. Gdy bezpośrednio po takiej lekturze sięgnęłam po książkę pani Nurkowskiej - to było więcej niż różnica. To była przepaść. Talent, doświadczenie? Pewnie jedno i drugie.
Co mnie jednak zupełnie nie przekonało, to postać i wybory życiowe głównego bohatera, prowadzącego śledztwo w sprawie tytułowej Niny. Mimo to całą powieść oceniałam pozytywnie.


10/52 (2018)

***
Sprawa Marii N.

Dlaczego więc nie sięgnę nigdy więcej po powieść tej autorki? Z powodów prywatnych. Niesamowicie irytują mnie artyści, którzy uznali, że znają się nie tylko na tym, w czym są dobrzy, ale na wszystkim. I że mają rację. Tę jedyną rację. Najsłuszniejszą. I natychmiast muszą ją głosić wszędzie z zacięciem samozwańczych proroków. Bez względu na to, jak szkodliwe i wywrotowe byłyby te pomysły dla naszego kraju. Mam tego naprawdę dość.
Bardzo mi żal, że - na przykład - nigdy więcej nie zobaczę na scenie pani Krystyny Jandy, choć marzyłam by choć jeszcze raz obejrzeć jej fenomenalną Shirely Valentine. Ale po wszystkich jej ostatnich wypowiedziach publicznych, zapoczątkowanych żenującym spektaklem pt "olaboga, nie dali mi dotacji na mój prywatny teatr!", ów teatr już na mnie ani złotówki nie zarobi. Choć bardzo lubiłam tam chodzić.
Bez żalu natomiast rezygnuję z kupowania i czytania powieści pani Nurowskiej, po tym jak - tuż po lekturze "Sprawy Niny S." - miałam wątpliwą przyjemność przeczytać kilka nieco histerycznych wpisów na fejsbuku. Ostatnie zaś wypowiedzi, o laleczkach voodoo i wojskowych, których autorka wzywa do rebelii, są dla mnie przekroczeniem wszelkich granic. Czy naprawdę ktokolwiek o zdrowych zmysłach życzyłby sobie i rodakom puczu, ze wszystkimi tego konsekwencjami? Serio???

Nie sądzę, aby którykolwiek z artystów cierpiących na syndrom obrońcy demokracji i kontestujących jednocześnie wynik demokratycznych wyborów odczuł kiedykolwiek, że nie zarobił na mnie ani gorsza. Pewnie nie, jestem tylko pojedynczym odbiorcą kultury. Ale ja się czuję bardzo dobrze z myślą, że ich nie wspieram.

Ona & On

"Ona i On" to historia relacji damsko-męskiej. Bardzo ale bardzo ujęło mnie to, że przede wszystkim jest to historia przyjaźni. Zapoczątkowanej dość niesztampowo, ale przyjaźni a nie jakichś miłości bądź romansów jak to zazwyczaj w powieściach bywa. Gdyby tylko [uwaga, uwaga spoiler ....] autor był tu trochę bardziej konsekwentny...

Akcja powieści zaczyna się (i toczy się głównie) w Paryżu. Mieszka tam Paul, amerykański pisarz, którego debiutancka powieść odniosła niesłychany sukces, niezależnie od szerokości geograficznej na której mieszkają jego czytelnicy. Paul opuścił Amerykę, zaszył się w Paryżu by pisać kolejne powieści, ale teraz sukcesy wydawnicze przydarzają mu się już tylko wyłącznie na rynkach azjatyckich. Przypadkowo spotyka słynną angielską aktorkę, która w tym samym mieście pragnie incognito wyleczyć złamane serce. 


Historia, która mogłaby się zacząć romansem, zaczyna się dość niesztampową relacją przyjacielską, i to jest spora zaleta tej powieści. Kolejną jest na pewno pomysł na postać pisarza i powód jego niebywałego sukcesu w Azji. Wspaniała historia! Takie smaczki odróżniają byle jakie powieści od tych naprawdę dobrych. Warto też wspomnieć, że fabuła nie jest zero-jedynkowa, nie ma łatwych rozwiązań, jednoznacznych sytuacji. Fajnie się to czyta. 
Choć gdybym mogła, zakończyłabym tę historię inaczej...

09/52 (2018)

sobota, 18 sierpnia 2018

Do pięciu razy sztuka ...

Nazwisko Alka Rogozińskiego jeszcze kilka dni temu nie mówiło mi kompletnie nic. Tak było dopóki nie wpadłam na pomysł przetestowania aplikacji do słuchania audiobooków. Ostatnio znowu podróżuję jakby trochę więcej - na dłuższe lub krótsze dystanse - i opcja słuchania przy okazji książek wydała mi się warta rozważenia.

Moim zamiarem było wysłuchanie kolejnej części kryminalnych historii rozgrywających się w okolicach Lipowa. Tyle tylko ... że akurat w tym katalogu nie znalazłam nic autorstwa Puzyńskiej. Stąd przypadkowy wybór lektury, którą był kryminał "Kto zabił Kopciuszka".

Doceniłam autora za wiele rzeczy.
Pierwsza to ciekawy sposób budowania historii. Autor zaczyna bowiem od pewnego rodzaju prologu, by potem cofnąć się w czasie i opowiedzieć jak bohaterowie znaleźli się w tej sytuacji, i doprowadzić historię do - szczęśliwego oczywiście - rozwiązania zagadki.
Druga to fakt, iż mimo że książka opowiada o morderstwie, to nie mamy tu do czynienia z dramatycznymi opisami zwłok ani sadystycznych działań zabójcy. Powiedziałabym, że to kryminał lekkiego kalibru, gdzie ważniejsza jest zagadka logiczna niż szczegółowe opisy zbrodni, po przebrnięciu przez które co wrażliwszy czytelnik ma mdłości lub nocne koszmary.
Trzecia to fabuła zbudowana w niecodzienny sposób. Oto główna bohaterka, poczytna autorka kryminałów, dość nieudolnie walczy z brakiem weny, a termin oddania kolejnej powieści zbliża się nieubłaganie... Wraz ze swoją przyjaciółką, również literatką, próbują wymyślić treść nowej książki, szukając kogo to Róża (bohaterka) mogłaby tym razem uśmiercić na kartach swojej powieści. Wymyślona przez nie naprędce fabuła w zabawny i zaskakujący sposób zaczyna przeplatać się z rzeczywistością, kiedy to bohaterki udają się na zorganizowany bal charytatywny, na którym ... no właśnie. Oczywiście, zdarza się coś niesłychanego, zagadkowe zabójstwo młodej kobiety i wygląda na to, że jest wiele, naprawdę wiele motywów, którymi mogli się kierować zaproszeni goście. Kto z nich jest więc mordercą? Pisarki postanawiają przeprowadzić własne śledztwo...
Napisałam że fabuła jest zabawna? Tak. Przyznam, że rzadko zdarza mi się śmiać podczas czytania kryminałów, ale tutaj śmiałam się bardzo często. Autor pisze w sposób zabawny. Nagromadził sporo wywołujących uśmiech porównań, które posłużyły do opisania poszczególnych bohaterów, nawet tych drugo czy trzecioplanowych. Częste są też śmieszne dialogi, będące wymianą uszczypliwości pomiędzy bohaterami. Efekt? Czytelnik się naprawdę nie nudzi.
No i ostatnia rzecz. Postaci. Były ciekawe i każda miała w sobie coś przekonywującego. Oraz bardzo konkretny motyw do zabicia ofiary...
To była naprawdę ciekawa powieść.

Po tak przyjemnej lekturze, natychmiast sięgnęłam po wcześniejsze powieści pana Rogozińskiego, po to, by odkryć, że chyba zaczęłam poznawać jego twórczość od tej najciekawszej.

W ofercie katalogowej audiobooków były jeszcze dostępne:
"Pudełko z marzeniami" oraz "Biuro M", których pan Rogoziński jest współautorem (razem z Magdaleną Witkiewicz). Niestety, tym razem nie trafiłam dobrze.

Pierwsza powieść po prostu kompletnie minęła się z moim gustem i dość szybko ją wyłączyłam. Drugą z wymienionych wyłączyłam jeszcze szybciej, ponieważ nie dałam rady jej słuchać - ale tutaj jest to kwestia wyłącznie lektorki. Ten sam powód - lektorka choć już inna - sprawił, że nie wysłuchałam więcej niż kilka pierwszych minut powieści "Jak cię zabić, kochanie?". No nie, nie, nie. Są ludzie, którzy mają nieco wrażliwszy słuch, pamiętajcie wydawcy.

Ostatecznie wysłuchałam jeszcze tylko "Do trzech razy śmierć" i to właśnie ta powieść utwierdziła mnie w przekonaniu, że moja poprzednia lektura była tą najciekawszą. Rozpoznałam tutaj tych samych głównych bohaterów, jeszcze w nieco innych sytuacjach życiowych, oraz ten sam schemat prowadzenia powieści - najpierw swoisty prolog, potem powolne dochodzenie detektywów-amatorów do odkrycia prawdy o mordercy. Ten sam dowcipny styl autora, choć ciągle nie tak zabawny jak w kolejnej powieści. Rozwiązanie zagadki nieco nużące i trochę zbyt zagmatwane. Całość całkiem jednak przyzwoita i świetnie zapowiadająca rozwijającego swój talent autora.


07/52 (2018)
08/52 (2018)

piątek, 17 sierpnia 2018

Kolejny rozdział

Ciekawy pomysł na powieść. 
Oto redaktor pewnego wydawnictwa, którego największym kłopotem wydaje się być nie dotrzymująca terminów sławna autorka, z którą właśnie musi pertraktować kolejny już termin oddania powieści, dostaje na swoją skrzynkę mailową powieść w odcinkach. Nie byłoby to pewnie nic bardzo dziwnego, gdyby nie to, że losy opisywanych bohaterów znacząco przypominają jego życie. Ba, nawet wyprzedzają pewne zdarzenia, tak jakby anonimowy autor wiedział więcej o życiu redaktora niż on sam. Po pewnym czasie, czyli po paru odcinkach, okazuje się, że opisywana rzeczywistość odnosi się też do życia owej słynnej pisarki, co sprawia że niechętni sobie początkowo bohaterowie łączą się w wysiłku zmierzającym do zidentyfikowania tego kto - jak im się zdaje - urządza sobie zabawę ich kosztem. Fabuła w tym komplikacje i sytuacja osobisto-rodzinna każdego z bohaterów jest bardziej złożona niż mogłoby to wynikać z tak krótkiego opisu, ale nie ma sensu zdradzać tutaj wszystkich szczegółów. Ważna jest ich współpraca i odkrywanie tego co jest dla nich ważne w ich własnym życiu. Zagadka kto i dlaczego wplątał ich w historię powieści w odcinkach nie jest żadną mrożącą krew w żyłach opowieścią. Ale autor całego tego zamieszania posiada dobry powód by ich nieco pomęczyć a autorka powieści pozwala to na końcu czytelnikowi odkryć. Nie jest to może historia wybitna, na pewno żaden thriller, to po prostu dość ciekawa opowieść pokazująca poplątane historie życiowe zwykłych bohaterów. Sympatyczna lektura do polecenia na nudne popołudnie.

06/52 (2018)

środa, 15 sierpnia 2018

Nie mów nikomu


Tę powieść przeczytałam jakiś czas temu. I teraz gdy przyszło mi napisać ze dwa słowa o jej fabule, już nie do końca ją pamiętam. A egzemplarz książki zdążył już znaleźć nowego właściciela na zaprzyjaźnionym bazarku charytatywnym...

Więc o czym to było? Pamiętam że fabuła nawet mi się podobała. I że miałam ochotę od razu obejrzeć ekranizację, ale żadna ze stron typu VOD jeszcze tego nie oferowała.
Historia zaczyna się w sposób dość nieoczywisty. Oto główny bohater, młody wdowiec którego żona zginęła kilka lat wcześniej, dostaje maila z którego wynika, że jego żona może wciąż żyje... Anonimowy autor(ka) maili - bo przychodzi ich więcej - posługuje się bowiem językiem odwołującym się do zdarzeń, które tylko jego żona mogła pamiętać i o nich wiedzieć. Niestety, osoby które mogłyby coś więcej wiedzieć na ten temat, giną, a główny bohater staje się jednocześnie głównym podejrzanym. A wokół niego zagęszczają się różne zdarzenia, które potwierdzają tylko to paranoidalne ostrzeżenie, aby nie ufać absolutnie nikomu...
Powieść jak przystało na autora, czyta się szybko i dobrze. Ale wciąż jest to literatura bardzo średnich lotów, ot zwykła rozrywka. Chyba czas przyznać, że taka nieskomplikowana rozrywka jest tym co naprawdę lubię ;)

05/52 (2018)

wtorek, 14 sierpnia 2018

Autor widmo


O jak ja lubię tę historię. 
Zaczęło się od ekranizacji, bardzo sprawnie nakręconego thrillera. Sama powieść (jak i scenariusz) - mistrzostwo. Szalenie lubię historie z pogranicza brudnego świata polityki (może dlatego tak doceniłam pana Siekielskiego i jego "Sejf"), a ta powieść to perełka gatunku. To samo mogę zresztą powiedzieć o filmie i aktorach grających główne role. Mogłabym oglądać (i czytać) w nieskończoność.


Zdumiewa mnie też to, że w świecie pisarskim jest możliwa taka sytuacja, że ktoś inny pisze tekst a ktoś inny się pod nim podpisuje. I choć sama piszę nieraz maile, które ludzie w mojej firmie dostają ze skrzynki i z podpisem mojego przełożonego, i choć wiem że politycy wygłaszają przemowy których autorzy pozostają w cieniu, to jednak traktuję to jako zwykłą rzecz. Ot, odciąża się szefa. Gra się zespołowo. Ważne jak to wybrzmi, nie kto to wymyślił. Ale książka? Miesiące czy nawet lata wytężonej pracy? Tak po prostu komuś oddać?

Tak właśnie pracuje główny bohater. Jest zdolnym ghostwritterem. Trafia mu się niezwykłe zlecenie, ma zastąpić zmarłego nagle kolegę po fachu i dokończyć wspomnienia jednego z najbardziej znanych i wciąż aktywnych polityków Wielkiej Brytanii. Polityk ów, będący w chwilowych kłopotach po ujawnieniu przez media szczegółów jego decyzji, których zgodność z prawem ma zostać wkrótce zbadana, przebywa poza terytorium UK, na terenie posiadłości zaprzyjaźnionego Amerykanina.
W Ameryce ma też nawiązanych sporo koneksji z wysoko postawionymi ludźmi, których wsparcie będzie prawdopodobnie bardzo potrzebne w trakcie niechybnie zbliżającego się procesu w Hadze, o który zabiegają dla niego polityczni przeciwnicy. W taką to gorącą atmosferę polityczną wkracza bohater, który podejmuje się karkołomnego z perspektywy ram czasowych zlecenia. Przy okazji trafia na ciekawe tropy z przeszłości polityka, odkrywając ze zdumieniem, że tą samą ścieżką podążał tuż przed śmiercią jego poprzednik. Czy ta śmierć na pewno była tylko nieszczęśliwym wypadkiem? Pisząc wspomnienia polityka bohater zaczyna sprawdzać niektóre nie dające mu spokoju wątki...

Powieść wspaniale trzyma w napięciu, zakończenie jest zaskakujące, a całość - naprawdę warta przeczytania.  Film też polecam.



04/52 (2018)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...